26 sierpnia 2008

Zgodnie z obietnicą

Kotki poznają kolejne mieszkanie (Sisi już szóste). Wiele do poznawania tu nie ma, bo metraż niewielki, ale radość z uczestnictwa w rozpakowywaniu i zwiedzanie nowych zakamarków była wyraźna.

Pozdróż minęła miło. Sisi tradycyjnie spała w koszyku, Nusia trochę w pudełeczku, a trochę na poduszkach, a Gusia po chwili leżenia na Z. ułożyła się w dobrym miejscu i zasnęła (pierwszy raz!). Jako, że po wejściu do mieszkania okazało się, że jest i Ciri – Kociaste nie posiadały się ze zdumienia;)))

Nusia zachwyciła się kocykiem wełnianym (tym sisulopodobnym). Przypomniała sobie niemowlęctwo i ciamka w nim, burczy i ugniata łapkami. Sisi też nieco pougniatała, ale noc spędziła w koszyczku. Gusia zasnęła w kartoniku, tym czerwonym, w którym za bardzo się nie mieści. Nusia poprzysięgła wierność kocykowi i wtulona słodko w niego, a przy okazji mój brzuch, śniła.

Dziś przewieziemy kolejne rzeczy (nowe kartony do zwiedzania) i spróbujemy tu żyć.

P.S. Na razie nie mamy Internetu i kontakt sieciowy ze światem zewnętrznym nawiązujemy tylko w bibliotecznych centrach multimedialnych:)

23 sierpnia 2008

Wieści ze zwierzyńca.

















Sisulka czuje się w tym domu rewelacyjnie. Nabrała zwyczaju otwierania sobie szafki, w której mama trzyma pościel (aby to zrobić trzeba wskoczyć na komodę, na TV, na kredens i zbalansowawszy na dwóch łapkach sięgnąć po uchwyty szafki) i zaglądania do niej. Raz weszła, ale chyba jej się nie spodobało – wyskoczyła dość szybko. Jednak ulubionym miejscem Sisulkowym jest TV w naszym pokoju. Zalega tam w dzień i w nocy, dopasowując wręcz idealnie swoje puchate ciałko do kształtu telewizora. Równie miłym, choć już nie tak ulubionym, miejscem jest fotel. Najlepszy jest wieczorem – ja układam się pod kołdrą, Sisi nieopodal mnie na fotelu i jest cudownie. Na wszelkie smakołyki – gotowana wątróbka, serduszka czy inne tego rodzaju rarytasy Sisi spogląda z pogardą i brakiem zrozumienia. Niestety stała się, w moim mniemaniu, nadwrażliwa – jeśli uzna, że kuweta nie jest wystarczająco, według jej standardów, czysta załatwia się poza nią. Myślicie, że druga kuweta rozwiąże kłopot?

Gusia i tu znalazła miskę. Co ważne – dużo większą niż ta żółta w jakiej musiała się gnieść w poprzednim mieszkaniu. Oprócz miski dobrym miejscem do spoczynku jest szafka kuchenna, na której przeważnie leżą suche wafle do podjadania (Tata pewnego dnia nie podnosząc głowy sięgnął ręką po wafle. Wafle okazały się być miękkie, puchate, ciepłe i na dodatek zaburczały gniewnie. Tata przypomniał sobie, że ma w domu koty.) Wczoraj z marzeń sennych wbudziło mnie drepczące po mnie zwierzę. Byłam pewna, że to Sisi i chciałam tylko, aby owe dreptanie nie skumulowało się na moim brzuchu – musiałabym natychmiast wstać;) Moje chcenie zostało spełnione – zwierzę umieściło się na kości biodrowej i tam sobie radośnie się kręciło. Gdy otworzyłam oczy okazało się, że to Gusia polowała na zajączka jakiego bezwiednie puszczałam zajączkiem.

Nusia zdobywa nowe umiejętności. Jako, że jest nastolatką pełną gębą, ma dłuuugie nogi i cała jest taka jakaś długaśna oraz chuda. Tylko oczy ma wielkie i uszy. Nauczyła się już wskakiwać na szafę w dużym pokoju, uwielbia wykradać korek z umywalki w łazience, a gdy tylko wyjdę z brodzika wbiega tam, by za chwilę wynurzyć się stamtąd z mokrym brzuchem, łapami i ogonem. Już nie możemy na szafkach w kuchni postawić czegoś, co nie jest dla niej. Wykorzystując taborety wskakuje tak, gdzie nie zawsze powinna i toczy wokoło dumnym spojrzeniem. Dziś fukała gniewnie, bo jeszcze nie nabrała odwagi, by wskakiwać z lodówki na szafkę zajmowaną przez Gusię. Wczoraj upolowała pierwszą muchę; oczywiście ją zjadła;)

Cirulka została dziś pogryziona przez psa, sukę mówiąc dokładniej. Wyprowadzamy Ciri w kagańcu, bo ma tendencje do napastowania rowerzystów i osób o zachwianym poczuciu równowagi. Jak co rano wyszłyśmy z domu na przechadzkę – świeży chleb, długi spacer, kąpiel w rzece i do domu. Nie doszłyśmy zbyt daleko. Zaraz na końcu naszego bloku spotkałyśmy dwa psy: małego i znacznie większego, ot mieszańca wilkopodobnego. Ciri wymieniła z mniejszym psem sympatyczne machanie ogonem, a gdy podbiegła większy zaatakował. Z psami była starsza pani, która co prawda wołała, ale na nic się to nie zdało. Ciri pozbawiona możliwości obrony próbowała mimo to jakoś walczyć. Gdy psy się rozdzieliły, pani zgarnęła pieski i wbiegła do klatki. Zostawiłam Ciri i pobiegłam zapytać o szczepienia. Okazało się, że to pieska jakiegoś pana, który ma w zwyczaju wypuszczać ją samą i później tylko zerkać na nią z balkonu (!!!). Ciri ma pogryzioną lewą, przednią łapkę. Ma trzy miejsca z rozerwaną skórą. Do jednego sięga językiem, dwa inne obficie chlapiemy rivanolem. Znieśliśmy ją na dół w celach toaletowych, na IV piętro weszła sama. Nie chce pić i jeść. Obserwujemy i pilnujemy. wczoraj zrobiliśmy Ciri święto – zabraliśmy ją do auta i podróżowała z nami (tylko z nami, bez kotów) kilka godzin. Były przerwy w lesie, rzucanie patyczków, pojenie wodą mineralną i zwiedzanie nowego miasta. Sama radość:)))

Zwierzyniec między sobą żyje zgodnie. Nusia włazi do brodzika podczas, gdy Ciri domaga się chłodzenia zimna wodą, Gusia leży hipnotyzując pieskę wzrokiem, a dla Sisi obecność Ciri jest czymś tak oczywistym, że nie ma powodów, by się ekscytować (Sisi w ogóle stała się stoikiem).

P.S. Odezwiemy się już z nowego miejsca. Pewnie we wtorek.

14 sierpnia 2008

Vicki Myron, Bret Witter. Dewey. Wielki kot w małym mieście.



Maleńkie kociątko wrzucono do skrzyni, do której wrzuca się książki oddawane do biblioteki. Był mroźny styczniowy dzień i maleńtas był skostniały z zimna. Pracownice biblioteki wykąpały go, nakarmiły, zaniosły do weterynarza i ten oto sposób w Spencer pojawił się Dewey, który wkrótce podbił serca mieszkańców miasta, Amerykanów i wielu ludzi spoza Ameryki.

Autorka – szefowa rzeczonej biblioteki – opisuje zwyczaje Deweya, jego ulubione zajęcia, kryjówki i sposób w jaki zjednywał sobie czytelników. Ale poza charakterystyką kota znajdziemy w książce wiele informacji na temat funkcjonowania biblioteki, a także barwie przedstawioną historię miasteczka.

Książka jest nasycona uczuciem. Uczuciem, którego ktoś kto nie lubi zwierząt nigdy nie pojmie. Wyobrażam sobie jak cenny był każdy dzień spędzony w towarzystwie Deweya. Lgnęli do niego pracownicy biblioteki, dzieci, osoby niepełnosprawne, starsze. Ci szczęśliwi i ci, którym szło w życiu nieco gorzej. Dewey dla każdego znajdował czas. Każdego obdarzał swoją uwagą. Niektórych nawet miłością.

Gdy czytałam o Deweyu spoglądającym na ludzi spod sufitu, przypominałam sobie Sisulkę wołającą do mnie ze szczytu szafy – Odsuń się! Skaczę! Gdy autorka opisywała jak wybredny podczas jedzenia okazywał się Biblioteczny Kot, przed oczyma miałam Gusię, która wkłada do miseczki z mlekiem łapkę, obwąchuje ją, liże delikatnie, by w końcu nabrać przekonania i pić prosto z miseczki. Dewey unikający kąpieli od razu skojarzył mi się z Nusią, która na widok zlewu usiłuje zawrócić w powietrzu.

Dewey był z Vicki Mayron dziewiętnaście lat. Chciałabym, aby moje kotki mogły mi towarzyszyć tak długo.

--------------------
Wydawnictwo Znak, Księgarnia Bagatella oraz miesięcznik „Kocie sprawy” serdecznie zapraszają na premierę książki Vivki Myron i Breta Wittera Dewey. Wielki kot w małym mieście.

W spotkaniu wezmą udział znani miłosnicy kotów: Anna Bańkowska, Krystyna Tkacz, Barbara Wrzesińska, Monika Piątkowska i Leszek Talko.

Spotkanie odbędzie się w czwartek, 28 sierpnia, o godz. 19.00, w Warszawie, w Księgarni Bagatella (ul. Bagatela 14).

12 sierpnia 2008

Lulunia








Żyjemy sobie miło...

wśród zwierzyńca. Na tyle miło, że ręka nie wyciąga się po aparat, a i klawiatura nie jest specjalnie przyjazną.

Ciri zaakceptowała obecność kotów. Czasami patrzy na mnie z wyrzutem, ale staram się dzielić miłość pomiędzy wszystkie cztery zwierzątki i mam nadzieję, że każde z nich dostaje odpowiednią dawkę uczucia. Są jednak chwile, w których Ciri broni swojego świata – gdy Nusia przebiega po Cirulowym grzbiecie, gdy bawi się tuż pod psim nosem, waląc co chwila ogonem tuż, tuż przed oczyma Ciruchny, a także i wtedy, gdy Ko-córki zaczynają trenować zapasy. Wówczas Ciri szczeka. Raz, ale głośno. O… na przykład wczoraj: do leżącej w przedpokoju Ciri podeszła Gusia, zatrzymała się, przysunęła nos do nosa Ciri i gdy już nosy miały się zetknąć Ciri uznała, że dość już ma, że żadne koty nie będą jej oglądać z tak bliskiej bliskości. Teraz Gusia na widok Ciri wchodzącej do pokoju chowa się pod fotel.

Rodzice wstający znacznie wcześniej niż my wypuszczają Kociaste z naszej sypialni, dokarmiają i umilają sobie początek dnia kocim towarzystwem. Sisi robi rozeznanie i po chwili wraca do nas –jeszcze dosypia. Zachowanie Gusi zależy od jej nastroju – czasami wraca z Sisi, a czasami układa się na parapecie w pokoju rodziców (Mama zdjęła z niego wszystkie doniczki, byle by tylko Kociaste miały dużo miejsca). Maleńtas, póki nasze drzwi są zamknięte, galopuje po nas we wszystkich kierunkach, a gdy tylko drzwi zostaną otwarte, galopuje po całym mieszkaniu. Aktywnie uczestniczy w tym, co robią Rodzice. Dziś na przykład malowała z Tatą ścianę (no, może nadzorowała malowanie; siedziała Tacie na ramieniu). Bywa, że uprawia poranną wspinaczkę po wersalce, podgryza Mamę pijącą kawę, aż wreszcie umęczona swoim własnym szaleństwem, zasypia burcząc jak mały traktorek.

Dziś, aby wynagrodzić Ciri towarzystwo kotów, zrobiłam jej niespodziankę. I to nawet potrójną. Po pierwsze – jechałyśmy autem. Po drugie – tylko my dwie (żadnych kotów!). Po trzecie – pojechałyśmy nad jezioro. Uwierzcie – była to pełnia szczęścia. Ciruchna czekała na rzucanie patyków, szalała w wodzie, szczekała śmiejąc się wszystkimi zębami i tylko niepokojem napawał ją mój zamiar pływania. Na wysokości wody sięgającej mi do kolan zaczęłam płynąć. Nie oddaliłam się zbyt daleko od brzegu, bo po chwili poczułam Cirulkową łapę na ramieniu. Dopłynęła do mnie i wyraźnie dała do zrozumienia, że mam się nie wygłupiać – fala jest duża i ona nie ma zamiaru pływać aż tak daleko. Stanęłam zatem. Woda nie sięgała mi nawet do pasa. Ale czegóż się nie robi dla ukochanej bureczki… Trzeba było się taplać przy brzegu;)

Pokój, w którym podczas pobytu na Mazurach śpi moja siostra z córką jest zamknięty i nie wolno do niego wchodzić zwierzakom. Gdy tylko któreś z nas jest w tym pokoju, przy progu siedzą wszystkie trzy koty, a zza ich pleców wygląda Ciri – wszystkie kombinują czy może udałoby się zdobyć zakazany teren.

Wkrótce zostajemy sami z całym zwierzyńcem – Mama wyjechała już dziś, Tata wyjedzie za kilka dni. Będzie trzeba izolować Maleńtasa od Ciri, bo kolejne bieganie Nusi po psim karku może się niemiło skończyć. Ale życie wśród zwierząt jest samą przyjemnością – co z pewnością stwierdzą wszyscy zezwierzęceni. Prawda?

7 sierpnia 2008

Nusia i szczepienie

Nusinkę dostała szczepionkę. Niezbyt dobrze ją otrzymała. Pani wet nie umiała zmierzyć Kocince tempertury. Nie pozwoliła nam trzymać Nusinki. Zawołała do trzymania kotka drugą pania z rękawicami ochronnymi.

Nusia śpi. A jak już nie śpi, to wolniutko chodzi i płacze jak głaszczemy ją po nóżce.

Potrzymacie kciuki?

P.S. Nusia waży 1, 40 kg.

---------------------------------------------------------
Wiadomość z 8 sierpnia: Nic już nie boli, Nusiątko rozrabia:))) Dziękuję za trzymanie kciuków:)))

5 sierpnia 2008

Kociaste są cudowne!

Gdy ktoś powie Wam, że koty przyzwyczajają się do miejsca, a nie do ludzi odeślijcie go na kociokwik;)

W naszym dość małych rozmiarów pokoju najśmieszniej jest nocą. Koszyk na podłodze, drugi na fotelu, a Nusiowe pudełeczko tuż obok łóżka. Czasami Sisi śpi na TV, czasami Gusia przeczekuje aż Z. się położy, by zająć fotel, a rano wszystkie leniwie otwierają ślepka, by sprawdzić, czy już wstaję, czy tylko się przeciągam. Bo jak wstaję, to one też.

Galopują po całym domu. Gusia wynalazła miskę w łazience i dzienne drzemki uskutecznia właśnie tam. Maleńtas odkrył którędy wchodzi się do Maminej wersalki i jak nie wiadomo gdzie jest kot, to wiadomo, że wśród pościeli. Sisuleńka uwielbia wskoczyć na szafę i tam zwija się w kłębek obok lampionu i książek.

Ciri zaakceptowała zwiększony stan kociego posiadania i warczy tylko, gdy Ko-córki zbyt gwałtownie uprawiają zapasy przed psim nosem.

Pozdrawiamy spod zachmurzonych jezior.

1 sierpnia 2008

Po podróży

Szybciutko donoszę, że jesteśmy już na Mazurach. Jechaliśmy w nocy, więc nie odbyło się kocie spotkanie w stolicy. Ale korzyść z nocnego podróżowania jest taka, że Gusia jedzie spokojnie - denerwowała się tylko, gdy wjeżdżaliśmy do miast i robiło się jaśniej. Sisulka spała ładnie w koszyku Maleńtas tuż obok i cała dziesięciogodzinna wędrówka upłynęła spokojnie i bez niemiłych niespodzianek. Chyba oznacza to, że teraz już zawsze będziemy przemierzać Polskę nocą:)

Ciri zaburczała nieco na Nusię, ot tak ostrzegawczo - ale poza tym wszystko jest ok.

Pozdrawiamy z rozsłonecznionych Mazur:)))