24 września 2013

Dom cichy, spokojny...

Kocie dzieciaki wróciły do domu, a mnie wciąz jest nieswojo, gdy wchodzę pod prysznic i nie ma tuż obok mnie Jerzyka. Z. dziwi się brakowi Szczawinki na balkonie. Ech, łapią za serca kociątki, łapią...


Sisulka wciąz jest na lekach regulujących wygląd paszczy. Dziś planujemy obejrzeć dziąsła i ewentualnie, po uzgodnieniu z lekarzem, zmniejszyć dawkę. Na czas pobytu dzieciaków Sisi nieco zachrypła, ale teraz głos jej wrócił i wita mnie donośnie przy wchodzeniu do mieszkania.


Nusia po pobycie dzieciaków nieco się zaokrągliła, więc podejmujemy próby pracy z kotem. Bieganie z myszką, gonienie kasztanów i różne takie. Noce spędzamy razem; kocinka jest takim samym śpiochem jak ja i śpi na mnie od wieczora (dość wczesnego), aż do (także wczesnego) ranka. 


Wojtuś co wieczór wchodzi do wersalki i nawołuje Szczawinkę i Jerzyka. Przecież byli, ganiali się z nim i teraz gdzie są? Przez dwa pierwsze dni ich pobytu mieszkał na szafkach kuchennych, a później zapałał do nich tak dużym uczuciem, że wciąż przeżywa ich brak.


Gusia niespecjalnie przejęłą się obecnością i nieobecnością kociaków. Istotniejsza dla niej była moja nieobecność; weekend w pracy to nie jest to, co kotek akceptuje. Wczoraj odpoczywałyśmy obydwie; ja leniwie podczytywałam książki na zmianę z oddawaniem się snom, a Gusia, przytulona jak plasterek do mojego brzucha, spała. I tak uroczych dni życzymy sobie, i Wam, więcej...

P.S. I teraz powinnam była napisać, co robi Duszka. Duszka Jest. 

15 września 2013

Od tygodnia jest nas więcej

Na czas wakacyjnego wyjazdu opiekunów, trafiły do nas Szczawinka i Jerzyk, które rekomendowałam kilka wpisów wcześniej jako uroczą parę kociąt szukających domu. 


Maluchy są przezabawne, a mnie kolejny raz zdumiewa jak bardzo wybrakowana jest ludzka pamięć. Wojtek rok temu też był maleńtasem podobnym do Szczawinki i Jerzyka; mimo tej wiedzy, jakoś słabo pamiętamy o jego rozmiarach, ochocie na szaleństwa i innych elementach, które stanowią nieodłączną część wychowywania kociego dzieciaka.


Kociaki poczuły się doś swobodnie niemalże od razu. Szczawinka, jak na dobrze wychowaną panienkę przystało, była nieco bardziej zachowawcza i mocniej liczyła się ze zdaniem ciotek. Jerzyk, dzielny szałaputa niewielkich rozmiarów, pomyka przez życie, przez ciotki i po nas z beztroską osobnika, który wie, że jest bezpieczny, a inni dbają o to, by było mu dobrze.


Maleńtaski są bardzo zżyte ze sobą. Śpią wtulone w siebie, razem biegną do misek, wspólnie się bawią, wskakują na drapak i korzystają w tym samym czasie z toalety (na szczęście mamy dwie). Do jedzenia i zabawy są równie skore, a wszelkie pudła i pudełeczka, którymi postanowiliśmy urozmaicić dom, by miały więcej bodźców, idealnie się nadają do atakowania siebie, Wojtka, naszych nóg lub po prostu atakowania. Obydwoje są smakoszami - dobry jest barszcz czerwony, twaróg, sok z pomidora, pieczony w domu chleb, pasta do chleba z ciecierzycy i marchewki (kotki zostaną wyposażone w przepis) pobiła jednak rekord popularności.


Szczawinka upodobała sobie Z. i spędza na jego kolanach wieczory, za to Jerzyk śpi na mojej poduszce lub we wgłębieniu obojczyka. O ile ona burczy pięknie, gdy się ją głaszcze, to on - nieborak malutki - wciąż ma fazy ugniatania, ciumkania i burczenia jednocześnie.


Nasze kotki przyjęły gości dość spokojnie. Co prawda, Sisi i Gusia nie życzą sobie poufałości o czym z daleka i wyraźnie mówią maluchom, ale Nusia, a już szczególnie Wojtek, wykazują się życzliwością. Mam jednak podejrzenie, że w środę (bo wówczas kociątka wracają do siebie) nasze koty odetchną; nikt nie będzie polował na ogony, kradł z misek, rozpychał się na łóżku, zajmował ludzkich kolan i uwagi.


Dobrze jest sobie przypomnieć, ile radości wnoszą do domu małe koty.


P.S. W piątek minął miesiąc od śmierci Duszki. Dziękujemy Wam za ciepłe, pełne zrozumienia komentarze i dzielenie się własnymi przeżyciami. Cieszymy się, że jesteście z nami.

8 września 2013

Najbardziej...

brakuje mi Duszki w chwili, w której wstaję. Dzwoni budzik, koty przeciągają się, podnoszą i czekają na mój ruch, by biec do kuchni i zając miejsca przy miskach. Codziennie łapię się na myśli, że są cztery. Tylko cztery.

Brakuje mi jej też w chwili, w której włączam pranie. Jestem maniaczką i zawsze po zamknięciu pralki, ale przed jej włączeniem, liczę koty, by sprawdzić, że żaden nie został wsadzony do pralki. I znów są cztery. Tylko cztery.

Podobnie jest, gdy wychodzę/wychodzimy z domu. Odbywa się niemalże rytualne liczenie kotów i ponownie są cztery. Wiecie, tylko cztery...

1 września 2013

1 września

1 września to w  naszej rodzinie dzień szczególnie uroczysty. W 2006 roku, a więc 7 lat temu, właśnie 1 września zamieszkała z nami Sisi. 








To była jedna z najlepszych decyzji w naszym życiu. I od 7 lat uważamy się za wyjątkowych szczęściarzy.