W poprzedni czwartek, tuż po 3, odprowadzana lekko zdumionymim, a mocniej zniesmaczonymi spojrzeniami kotów, wywędrowałam z domu. Tramwaj, w którym niewiele było wolnych miejsc siedzacych, podwiózł mnie w pobliże dworca PKP, skąd - z wieloma przesiadkami, ale bez najmniejszych kłopotów - dotrzeć miałam do Domu Rodzinnego, Domu, w Którym Mieszka Kawka oraz Domu, w Którym Nie Ma Już Ciri. Już na początku podróży plany wzięły w łeb, bo pierwszy pociąg spóźnił się o godzinę. Nie o tym jednak ma być ta notka, choć uważam za konieczne wspomnienie tu o tym, że kocham polskie koleje, bo tylko w nich można przeżyć taką przygodę i tylko w nich zdarzyć się może, abym bez żadnych dopłat i wstrętów podróżowała w rodzinne strony przez Olsztyn, mimo, że wg biletu podróżować miałam przez Białystok.
Kawka niewiele zmieniła się od ubiegłego roku, kiedy to ostatnio ją widziałam. Nadal jest zbyt gruba (waży 9 kg). Za to charakter ma tak - jak dawniej - silny i uroczy jednocześnie. Pozwala się głaskać, ale na swoich zasadach. Jada tylko suche, innym gardzi. Wyraźnie daje znać o tym, że teraz to należy się ruszyć i pobawić z kotkiem myszką. No i - uwaga, uwaga - spotkało mnie szczęście i spała koło mnie. Kawka od pewnego czas jest kotem bywającym na działce. Ostrożnie ogląda wszelkie zakamarki, idzie zwiedzić działkę sąsiadów i gdy tylko słyszy nadjeżdżającą na rowerze sąsiadkę zmyka na swoje włości. Ze szczególnym upodobaniem odpoczywa pod krzakiem malin, pod którym uwialbiała leżeć Ciri. Pojawił się pomysł, abym się tak też położyła, by dociec tajemniczych właściwości owego skrawka ziemi, ale mokro było i nie chciałam się ubłocić. Choć może było warto? Zmęczona spacerami Kawka wchodzi do koszyka i czeka na zaniesienie do auta. Ideał nie kot:-)
Dwa dni spędziłam na zupełnym bezkociu, ale próbowałam się pocieszyć kumkającymi żabami i grającym przepięknie pasikonikami. Moja cierpliwość została nagrodzona i na leśnej ścieżce zaprezentował się nam lis oraz motylek.
Gdy wróciłam do domu okazało się, że kociokwiki nawet nie są jakoś specjalnie obrażone. Obejrzały dokładnie, co przywiozłam, wywąchały wszelkie czosnki, cebule i rabarbary, by zaraz po zgaszeniu światła ułożyć się gdzieś w pobliżu (nie "na", bo było zbyt ciepło) i umozliwić mi współposapywanie przez sen.
Chroniąc się przed upałami koty zajmują pozycje, ich zdaniem, najadekwatniejsze:
Podczas porządków wystawiliśmy drapak na balkon. Jeśli jeszcze nie widzieliście pełni szczęścia - zobaczcie:
P.S. Wciąż nie rozumiem jak można zostawić psa przed sklepem. Ciekawe, czy te same osoby zostawiają samochody z kluczykami w stacyjce i szeroko otwartymi drzwiami.
4 komentarze:
Gdybym miała wielki balkon to drapak stałby tam na pewno całe lato ... może Wasz tez zostanie :-)))))
Podróż koleją to zawsze jest przygoda .... aż strach wsiąść do pociągu :-)
Bardzo mi sie podoba czarna koteczka z działki ... bardzo :-)))Może schudnie jak tak sobie sama biega na świeżym powietrzu. Mój Tygrys 8,5 kg i nie mogę go odchudzić, a jeść cos musi chłopak .....
Alison,
mam nadzieję, że nasz też zostanie:-) Jedynym minusem tego rozwiązana jest to, ze po sezonie letnim będzie go trzeba rozkręcic i uprać; mieszkamy za blisko jednej z częściej uczęszczanych dróg.
Kavka jest piękna. Ślicznie się błyszczy. Ale jeśli pamięta się ją taką (http://3.bp.blogspot.com/_bPC6tvdid6o/Sv5w5u-gLiI/AAAAAAAANjE/SE5z1P04eXw/s1600/Kavka4.jpg), to jej aktualna waga nieco przeraża.
Pozdrawiam:-)
Bardzo fajny weekend odwiedzinowy miałaś :), Kawka nie wygląda na 9 kg... Pełnia szczęścia pełna :). Psiska żal...
L.B. Abigail,
Kavka nie wygląda na zdjęciach - fotogeniczna jest:-)
Prześlij komentarz