30 grudnia 2014

Cuda wianki

W domu kociarzy spotkacie najróżniejsze rzeczy. Oczywistości, czyli kuwety, miski i legowiska. Są też parapetniki, półki zamocowane na ścianach niby to na książki, czy kwiatki, a przecież wiadomo, że na kota, miski, dzbanki, czy kufle, z których koty pijają, jakieś zabawki. 

Są również rzeczy, które na pierwszy rzut oka - szczególnie oka nie doświadczonego z obcowaniu z mruczącymi domownikami - z kotami się nie kojarzą. Jakie? Kartony różnej wielkości, z powycinanymi bądź nie dziurami w strategicznych miejscach. Koce, kocyki, poduchy i poduszeczki. Piłki, w tym te najukochańsze, do ping ponga. Kasztany, żołędzie, orzechy. Linki i sznury porozwlekane po całym domu. Koty używają także szalików i rękawic - moja Nusia uwielbia się nimi opatulić, a później je lizać. W zaprzyjaźnionym domu koty lubią patyczki do uszu; pod czujnym okiem człowieczym noszą je i chowają pod szafkami. Świetne są też laptopy - można się na nich usadowić (albo jak człowiek się mocno uprze - obok nich) i zaspokoić swoją kocią potrzebę przebywania w cieple. 

Chyba najbardziej kuriozalnym przykładem rzeczy ściśle związane z kocimi potrzebami jest u nas piłka, stara, nieco zużyta piłka do ręcznej. Nie, koty w nią nie grają. Piłka leży między drzwiami kuchennymi, a ścianą i spełnia rolę odbijacza. Sisi ma zapędy, żeby mnie budzić poprzez drapanie w lustro lub stukanie drzwiami o ścianę. Piłka ze swojej roli wywiązuje się znakomicie, chyba, że ktoś czterołapny postanowi ją zza drzwi wyciągnąć.

Oczywiście, widziałam wczoraj wieczorem, że piłka opuściła swoje miejsce. Ale uznałam, że skoro leży tam tak długo, to przecież NIKT nie będzie pamiętał, że skoro jej nie ma, to można ponownie budzić mnie uderzając drzwiami o ścianę sypialni. A jednak - Sisi pamiętała... O 4 nad ranem. A piłka w tym czasie została już zaturlana gdzieś daleko i nie miałam siły jej szukać.

24 grudnia 2014

Przedświąteczne porządki

Dziś jest specyficzny dzień. Od kilku dni myślimy tylko o wigilijnym wieczorze, w myślach przepowiadamy sobie listę rzeczy do kupienia i zrobienia, zastanawiamy się, czy wszystko już jest, by zacząć świętować. Odhaczamy - umyte okna, wyprasowane sukienki, zapakowane prezenty, upieczone makowce i ulepione pierogi. No i jeszcze ustrojona choinka, świąteczne radio brzęczące w tle i opłatek na przykrytym śnieżnobiałym obrusem stole. 

Przed świętami robimy to, co wygląda ładnie i co sprzyja temu, żeby nasze mieszkanie wyglądało czysto i porządnie. Zmieniamy firanki, obrusy, pościele, przeglądamy różne szpargały i wyrzucamy te niepotrzebne, robimy czystkę w księgozbiorach, szafach i oddajemy to, co nam zbędne. Niektórzy od szpitali oddają seniorów rodzin, inni wyrzucają z samochodów psy lub, co gorsza, uwiązują je do drzew podczas spaceru. Są i tacy, którzy w ramach pozbywania się kłopotów pod schroniska w kartonach, reklamówkach, transporterkach przynoszą koty. Bo może o jeden raz za dużo zainteresowały się błyszczącą bombką na choince lub postanowiły posmakować karpia w galarecie?

Nie wiem czemu Gusia w Wigilię 2007 roku trafiła za schroniskowe kraty. Ważne jest, że trafiła. Zdziczała z nerwów została wzięta za chłopaka i nadano jej imię Wilguś. Gdy okazało się, że to jednak dziewczynka, zmienione jej imię na Wilgusia. Zmiana imienia niewiele zmieniła w pozostałych elementach sytuacji. Gusia z wygodnego, domowego posłania trafiła do klatki, w której ze strachu atakowała ręce człowieka sprzątające kuwetę, czy podającego jedzenie. Syczała, gryzła, a stres robił swoje - matowiała jej sierść, chudła; a że nie było chętnych do tego, by dać dom dzikusowi, to - bez człowieka - dziwaczała coraz bardziej, niemalże z godziny na godzinę.


Dziś, w ten specyficzny dzień, którym zaczynamy świętować Narodziny Chrystusa, życzę zwierzętom, by nie były porzucane. By każde z nich miało swoją poduszkę, pełną miskę, ciepłą dłoń życzliwego i troskliwego człowieka. Aby stały się Ważne, by w naszych ludzkich myślach przestały być "rzeczą", a stały się członkiem rodziny, by ich obecność nadawała naszemu życiu sens.

Wy również przyjmijcie życzenia.

13 grudnia 2014

W grudniu, wczesnym wieczorem...

Tuż obok łóżka rozlega się chrapanie Sary. Na kołdrze zawinięta w kłębek śpi Nusia. Tuż obok, w koszyku, Gusia, na drapaku Wojtuś. A Sisi... Sisi w łazience, na koszu na pranie, blisko kaloryfera. W przedpokoju świąteczne lampki, w tle radio jazzowe z Nowego Orleanu, a pod ręką dobra herbata. Prawda, że sielanka?

Piotruś pojechał do nowego domu w minioną niedzielę. Zamieszkał z kilkumiesięczną koteczką, chętną do zabaw i szaleństw. Ponoć już się dogadują.



U nas spokojnie. Sisi przez chwilę męczyły dolegliwości żołądkowe, ale już jest wszystko dobrze. Ostatnie dwa tygodnie spędziłam poza pracą, więc miałam nieco więcej czasu i dla siebie, i przede wszystkim dla zwierzaków. Więcej spacerów i to spacerów w blasku dnia, więcej czasu na myzianie, ale też obcinanie pazurków, czyszczenie uszu i czesanie. 

Lubię te wieczorne posapywanie zwierzyńca, moment, w którym wiem, że jest dobrze, zdrowo i bezpiecznie. Grudzień, jak chyba żaden inny miesiąc w roku, sprzyja tęsknotom za takim stanem. Zbliżające się Boże Narodzenia skłania ku refleksji i myśleniu o tych, których już z nami nie ma. Ale o nich kiedy indziej, jeszcze nie dziś... Dziś cieszmy się byciem ze sobą w takim gronie w jakim jesteśmy. I myślmy o tym, jak uczynić świąteczne dni specjalnymi także dla zwierzyńca.