30 stycznia 2012

Nusiowy nosek

Weekend spędziłam najlepiej jak tylko można - obłożona kotami, pod ciepłym kocem, z książką:-) Jako, że Nusia nie odstępowała mnie prawie wcale, miałam okazję dobrze jej się przyjrzeć.

Nusia ma zadrapany nosek. Kiedy go rozlizała poleciało jej trochę krwi, ale ponieważ strupek jest coraz mniejszy to od dwóch dni krwi już nie ma. Przestaliśmy smarować maścią, bo posmarowane Nusia natychmiast zlizywała i pozwoliliśmy aby goiło się samo. No i się zgoiło:-)

Oczko zakraplamy wg zaleceń doktora. Opracowałyśmy z Nusią idealną technikę współpracy i dobrze nam idzie.

Dziś odwiedziły nas koleżanki - kociary. Jedna z nich, będąca u nas po prac pierwszy powiedziała do Nusi, którą trzymałam na rękach: - "Ale cię zapaśli". Na co Nusia wydała obrażony syk i zeskoczyła z moich rąk.

29 stycznia 2012

Wełniany koc bije rekordy popularności...

bez względu na to, gdzie leży. Czy przy lustrze:
czy na mnie:
Nad ranem konfiguracja kocia zmieniła się o tyle, że Nusia poszła do koszyka, a jej miejsce zajęła Sisi.

28 stycznia 2012

Sobota, choć nie mogę się oprzeć wrażeniu, że niedziela.

W klinice z rentgenem możemy zjawić się dopiero w środę i to bez gwarancji, że nasz przyjazd równał się będzie zrobieniu zdjęcia. Poza tym zdjęcia robione są zawsze po premedykacji, a to sprawia, że zaczynamy myśleć o tym, jak bardzo jest to niebezpieczne dla Nusi. Na razie obserwujemy koci nos.

Po raz pierwszy od bardzo dawna byłam dziś w schronisku. Na chwilę, w innej niż kocia sprawa. Dobrze jest widzieć, że klatki w części poświęconej kwarantannie w większości są puste. Niestety nie wszystkie. Jedną z nich zajmuje kotek zwany pieszczotliwie "Pchlarzykiem"; to powinno dać Wam obraz tego w jakim był stanie, kiedy zjawił się w schronisku. Dziś już nie ma pcheł, ale wciąż wymaga pracy - trzeba go wykąpać, wyczesać, zakraplać oczy, odrobaczyć i zaszczepić. Jest maleńtasem, ale mimo tego, że ludzie szukają małych kotów (a nie jest to sezon na małe kotki) nikt nie zdecydował się przez trzy tygodnie na to, by go przygarnąć. Pewnie w domu tymczasowym nabrałby uroku, ale domu tymczasowego też nie ma.
Może ktoś?

Dziś mam wyjątkowo senny dzień, a wraz ze mną śpi Nusia. Zwinęła mi się na brzuchu w kłębuszek i tak przespałyśmy chyba z godzinę. Jak dobrze mieć koty...

Rano Gusia, Nusia i Sisi domagały się wyjścia na balkon. Były dzielne - wytrwały tam około 5 minut. Natomiast wczoraj po powrocie z balkonu Gusia od razu wskoczyła na kaloryfer. Miło widzieć jak ko-córki są czyms tak bardzo zaaferowane jak tym, że na dworze jest zimno.

26 stycznia 2012

Czwartek

Nusia wczoraj rozdrapała nosek, który już zaczął przysychać. Krew zaczęła kapać, przeszkadzało to kotce w jedzeniu i ogólnie funkcjonowaniu. Dziś pojechaliśmy pojechać Nusiowy nosek panu doktorowi. Oczywiście, Nusia tuż po zamknięciu w transporterze zaczęła szturmować kratkę nosem i do doktora dojechaliśmy z krwawiącym kotem.

Istnieje ryzyko, że Nusia może mieć w nosie polipy, nadżerkę lub inne zmiany. Jutro będziemy dzwonili do kliniki, w której zrobić można prześwietlenie rentgenowskie. Później, być może, czekają nas, a właściwie Nusię, kolejne badania.

Potrzymajcie kciuki, co?

25 stycznia 2012

Środa

Wizyta u doktora minęła spokojnie. Transporter ze zdejmowanym dachem zdecydowanie zwiększył komfort wyjmowania Nusi na stół, a na stole, pod dłońmi lekarza, to ona już jest idealnie grzeczna. I tylko po cichutku, nieśmiało próbuje zejść ze stołu. Jutro jedziemy znów.

W oczku jeszcze nie ma poprawy; za mało czasu minęło od chwili przyjmowania leku. Nosek się goi, ale Nusia ma tendencje do kichania i niestety - kichając rozrywa sobie gojące się miejsce. Trochę to błędne koło.

Opanowaliśmy już też aplikowanie leków, na takie mniej kłopotliwe. Nusia szybciej jest wolna, pozwala się w miarę bezpiecznie smarować i zakraplać, a i nam jest lżej, gdy kocinka nie wyrywa się i nie płacze rozpaczliwie.

Duszka posmutniała, gdy nasz gość wyjechał. Na szczęście szybko wrócił i Dusia jest noszona i przytulana przez tego, przez kogo sobie życzy. Gusia też korzysta z obecności gościa. Leży na jego kolanach, burczy i miłośnie spogląda mu w oczy.

Sisi przypomniała sobie, że za drzwiami jest długi, szalenie atrakcyjny korytarz. Stoi pod drzwiami i zaśpiewuje nostalgicznie prośby o zabranie jej na spacer. Nieskutecznie, rzecz jasna, ale bardzo donośnie.

21 stycznia 2012

Sobota

Duszka jest kotem bardzo osobnym. W zasadzie nie zdarza się jej domagać pieszczot, a brana na ręce wykazuje tylko odrobinę cierpliwości. Dotyka nas tylko wówczas, gdy przychodzi budzić lub gdy to my, niejako "na siłę" chcemy ją poprzytulać lub poczynić niezbędne zabiegi zdrowotno-higieniczne. Od kilku dni mamy jednak w domu gościa, który najbardziej z naszych czterech ko-córek ukochał sobie Duszkę. I oto kocinka jest brana na ręce po wielokroć w ciągu dnia, co więcej -  łaskawie pozwala się brać, a podczas przytulania ona i nasz gość szepczą sobie różne rzeczy przyjemnie zjednoczeni wzajemną sympatią.

Nusiowy nosek kilka dni temu zmienił wygląd. Podejrzewaliśmy, że to zadrapanie, ale na wszelki wypadek pojechaliśmy do doktora. Dała się spokojnie obejrzeć panu doktorowi (zupełnie inaczej niż nam w domu) i okazało się, że co do powstania ranki na nosie nie można mieć pewności, więc dostaliśmy maść. Niestety, jedno z oczek Nusi (to, które we wczesnym dzieciństwie Nusia miała stracić) miewa się nieco gorzej, naczynia krwionośne zaczęły wzrastać w rogówkę. Mam wyrzuty sumienia, że nie zaglądałam jej w to oko tak dogłębnie jak zrobił to doktor, bo może wówczas odkrylibyśmy nieprawidłowość wcześniej? Na razie, trzy razy dziennie, zakraplamy oko, a w poniedziałek jedziemy na wizytę kontrolną.

Gusia znów śpi na mnie. Układa się w pozycji na kokoszkę na moim krzyżu i śpi tak całą noc, co daje taki skutek, że rano mam problem z podniesieniem się z łóżka. Pięciokilogramowy nacisk na plecy przez kilka godzin wywołuje protest mojego kręgosłupa. Pewnie mogłabym kota przegnać, ale mam na tyle mocny sen, że gdy już usnę, nic nie czuję, a o ułożeniu się Gusi na moich plecach dowiaduję się albo od Z., albo w chwili dzwonienia budzika (Gusia wówczas zniesmaczona schodzi ze mnie).

Sisi zaaprobowała Nusię koło siebie podczas spania, co bardzo nas cieszy. Czasami zdarzały im się próby sił - mentalne lub fizyczne, na szczęście ostatnio jest ich jakby mniej. Poza tym Sisuleńka wciąż dzierży władzę w domowym stadzie i nic jej z pozycji królowej nie jest w stanie zepchnąć. Codziennym rytuałem jest już to, że gdy tylko siadam Sisi wskakuje na moje kolana, ociera się o moją twarz głową i potem, mrucząc donośnie, pozwala oddać sobie hołd, poprzez głaskanie i mówienie czułych słówek.

U Lusi, jak donoszą wieści e-mailowe, wszystko dobrze. Zaprzyjaźnili się z Szymkiem tak bardzo, że ten jest w stanie podzielić się z młodszą koleżanką swoim skarbem - kapsułką tranu. Prawda, że to szczęście?

16 stycznia 2012

Braki w czułościach

Przez ostatnie kilka dni bywałam w domu tylko nocą. Na szczęście koty miały towarzystwo i to rozbudowane; miały nie tylko Z. Ale nocami manifestowały tęsknotę - Sisi spała mi na nogach, Nusia na biodrach, a Gusia polowała na mnie wraz z dźwiękiem budzika i towarzyszyła mi w łazience.

Teraz zaczyna się już normalna codzienność, więc wszystkie ko-córki będą miały mnie dostępną nie tylko nocą. Choć nie będę udawała - co wieczór czekam, która z kotek pierwsza przyjdzie się na nas położyć:-) 

6 stycznia 2012

Zdjęcia z domu Lusi, czyli aż mi się oczy zaszkliły







Lusia w nowym domu


Minął Sylwester niepokojący koty fajerwerkami. Minął rozleniwiony Nowy Rok, a trzeciego stycznia dostałam z serwisu Tablica.pl informację "Zaktualizuj swoje ogłoszenie". Zaktualizowałam i wkrótce na moją skrzynkę przyszły zapytania o Lusię. 

Umówiliśmy się na spotkania i po jednym z nich już wiedzieliśmy, że trafiliśmy na ludzi, do których Lusia pasuje.

Myśleliśmy, że zawieziemy ją dziś, ale patrzenie na nią (i na inne koty, które przecież czują nasze napięcie związane z rozstaniem się z MałąKot) ze świadomością upływających godzin stałoby się dla nas nie do zniesienia.

Lusia po drodze spała. W nowym domu zajrzała we wszystkie kąty, skorzystała z kuwety, sprawdziła czym karmią, przywitała się z kolegą. Poczuła się dobrze i choć początkowo siedziała głównie pod choinką, to spod niej wyprawiała się na zwiedzanie i obwąchiwanie. Później nowy człowiek zaczął się z nią bawić piłeczką, którą Lusia dostała od Heli i którą zabraliśmy, żeby miała coś swojego, i zdobył tym uwagę oraz sympatię koteczki:-)

Lusia wczoraj zjadła szybciutko swoje i dobrała się do miski Szymka. Dziś od 5 ganiali się zakumplowani na całego. Teraz śpią i, jak przypuszczam, zbierają siły do kolejnej gonitwy.

Cieszymy się, że Lusia znalazła dobry dom. I, że dom trafił na naszą Lusię:-)

P.S. Gdy tylko dostaniemy zdjęcia - zaprezentujemy.