30 czerwca 2013

Kto z nami mieszka?

Obecność kotów dobrze nam robi. Uśmiechamy się patrząc na ich zabawy, motywują nas do tego, byśmy zadbali o zawartość ich misek i czystość kuwet, a tym samym o swoją kondycję, sprawiają, że głaszcząc je czujemy się odprężeni, a gdy potrzebują aktywności fizycznej sprawiają, że gramy z nimi w piłkę, podrzucamy zabawki, uciekamy ze sznurkiem.

Traktujemy koty jak dzieci. Niewielkie rozmiarowo, sympatyczne stworzenia, które - gdy tylko chcą - zakomunikują nam wszystko na czym im zależy. Puchate, wszędobylskie, czasami rozgadane i szukające w naszych ramionach pociechy i serdeczności.

Rzadko myślimy o tym, że w domu mamy dorosłe osobniki mięsożernych ssaków drapieżnych. O tym, że kot, który przychodzi się przytulać i ugniatać naszą poduszkę przed snem, jest solidnie wyposażony w narzędzia służące zdobywaniu pokarmu i obronie.

Nasze koty nie lubia obcych. Nie, źle napisałam - nasze koty nie lubią tych, którzy nie są nami. Każdy z naszych kotów syczy, stroszy się, warczy, atakuje ludzi innych niż Z. i ja*. Oczywiście, unikają obcych, ale jeśli taki obcy łazi za kotem krok w krok, to koty zaczynają od syków. Nierozsądny człowiek dalej wędruje za kotem próbując go głaskać lub brać na ręce i wówczas może nastąpić atak. Zwykła rzecz - my również, gdy ktoś jest namolny mamy ochotę wrzasnąć na niego, odgonić, a gdy nie wiemy jaki może być efekt tej namolności robimy się agresywni ze strachu, prawda? 

Nie zauważam drapieżności kotów w stosunku do nas. Zauważam ją, gdy pies z sąsiedniego balkonu przekłada nos przez siatkę na nasz balkon, a Nusia przypominająca mityczne Furie, demonstruje, że psi nos nie jest mile widziany po jej stronie siatki. Zauważam, gdy Wojtek o 3 rano na wysokości połowy drzwi balkonowych jednym capnięciem zębów łapie ćmę i zajada ją ze smakiem zanim zdołam otworzyć usta, by coś powiedzieć. Zauważam wściekły gulgot w gardle Sisi, do której ręce wyciągają nieuświadomieni jeszcze goście. I wówczas, gdy Gusia oburzona wizytą u doktora, próbuje go złapać wysuniętymi pazurami przez drzwiczki transportera warcząc całą sobą. Nawet, u spokojnej zazwyczaj Duszki, dostrzec można dzikość - to w chwilach, w których Wojtek próbuje zachęcić ją do zabawy skacząc jej na plecy.

Koty to nie dzieci. Koty to drapieżne stworzenia, które ofiarowują ludziom swoje towarzystwo. Doceńmy ich obecność...

* Jedynie Gusia robi wyjątek dla osób z naszej najbliższej rodziny i zaszczyca je leżeniem na ich kolanach. Muszą siedzieć bez ruchu i delikatnie ją głaskać; wszelkie inne czynności kwituje zniecierpliwieniem.

23 czerwca 2013

Odwiedziny i ucieczka przed upałem

W poprzedni czwartek, tuż po 3, odprowadzana lekko zdumionymim, a mocniej zniesmaczonymi spojrzeniami kotów, wywędrowałam z domu. Tramwaj, w którym niewiele było wolnych miejsc siedzacych, podwiózł mnie w pobliże dworca PKP, skąd - z wieloma przesiadkami, ale bez najmniejszych kłopotów - dotrzeć miałam do Domu Rodzinnego, Domu, w Którym Mieszka Kawka oraz Domu, w Którym Nie Ma Już Ciri. Już na początku podróży plany wzięły w łeb, bo pierwszy pociąg spóźnił się o godzinę. Nie o tym jednak ma być ta notka, choć uważam za konieczne wspomnienie tu o tym, że kocham polskie koleje, bo tylko w nich można przeżyć taką przygodę i tylko w nich zdarzyć się może, abym bez żadnych dopłat i wstrętów podróżowała w rodzinne strony przez Olsztyn, mimo, że wg biletu podróżować miałam przez Białystok.

Kawka niewiele zmieniła się od ubiegłego roku, kiedy to ostatnio ją widziałam. Nadal jest zbyt gruba (waży 9 kg). Za to charakter ma tak - jak dawniej - silny i uroczy jednocześnie. Pozwala się głaskać, ale na swoich zasadach. Jada tylko suche, innym gardzi. Wyraźnie daje znać o tym, że teraz to należy się ruszyć i pobawić z kotkiem myszką. No i  - uwaga, uwaga - spotkało mnie szczęście i spała koło mnie. Kawka od pewnego czas jest kotem bywającym na działce. Ostrożnie ogląda wszelkie zakamarki, idzie zwiedzić działkę sąsiadów i gdy tylko słyszy nadjeżdżającą na rowerze sąsiadkę zmyka na swoje włości. Ze szczególnym upodobaniem odpoczywa pod krzakiem malin, pod którym uwialbiała leżeć Ciri. Pojawił się pomysł, abym się tak też położyła, by dociec tajemniczych właściwości owego skrawka ziemi, ale mokro było i nie chciałam się ubłocić. Choć może było warto? Zmęczona spacerami Kawka wchodzi do koszyka i czeka na zaniesienie do auta. Ideał nie kot:-)






Dwa dni spędziłam na zupełnym bezkociu, ale próbowałam się pocieszyć kumkającymi żabami i grającym przepięknie pasikonikami. Moja cierpliwość została nagrodzona i na leśnej ścieżce zaprezentował się nam lis oraz motylek.



Gdy wróciłam do domu okazało się, że kociokwiki nawet nie są jakoś specjalnie obrażone. Obejrzały dokładnie, co przywiozłam, wywąchały wszelkie czosnki, cebule i rabarbary, by zaraz po zgaszeniu światła ułożyć się gdzieś w pobliżu (nie "na", bo było zbyt ciepło) i umozliwić mi współposapywanie przez sen.

Chroniąc się przed upałami koty zajmują pozycje, ich zdaniem, najadekwatniejsze:






Podczas porządków wystawiliśmy drapak na balkon. Jeśli jeszcze nie widzieliście pełni szczęścia - zobaczcie:



P.S. Wciąż nie rozumiem jak można zostawić psa przed sklepem. Ciekawe, czy te same osoby zostawiają samochody z kluczykami w stacyjce i szeroko otwartymi drzwiami.

11 czerwca 2013

5 lat? 5 lat!

Choć aż trudno w to uwierzyć Nusia jest z nami 5 lat. Żyje o jakieś 4 tygodnie więcej;-) Pierwszy wpis o niej zamieściłam 12 czerwca 2008 roku.

Nusia, kocica w kwiecie wieku, wciąż jest dla nas malutkim, chorutkim bączkiem. Owszem wiemy, że wyrosła, że wagę ma raczej ciężką niż piórkową, że jest humorzasta i grymaśna, że przytulać się nie lubi, ale cóż... Miłości życia się nie wybiera :-)


Zapraszam do wędrówki w czasie. Poświętujcie na nami:-)


P.S. Kusiło mnie, żeby jako podkładu użyć piosenki "Cztery słonie..." :-)

3 czerwca 2013

Szczęśliwy (bo wspólny) czas

Długi weekend sprzyjał obserwowaniu kociokwików, cieszeniu się nimi i odkrywaniu nowych dokonań futrzastych przyjaciół.

Zrobiło się chłodniej, więc kociaste niemalże jak jeden mąż (bo bez Wojtusia) przywędrowały do naszego łóżka. Sisi i Gusia w tym pędzie do znalezienia sobie optymalnego miejsca potrafiły się ułożyć także na poduszkach. Zdjęć nie mamy - próbowaliśmy spać mimo maźnięć ogonów.

Z przyczyn zupełnie mi nieznanych koty postanowiły spróbować rzeczy, których dotychczas nie jadły. Szczególnie zdumiała mnie Gusia, ktora nie należy do osób rozmiłowanych w nabiale. A tu, pewnego poranka, zastałam ją z głową w kubku, na którego dnie odrobina mleka czekała na zalanie gorącą kawą. Co więcej - Gusia nie dość zadowolona z wpychania głowy do naczynia wyprostowała się i włożyła do mleka łapkę, by po chwili ją oblizać. Mimo wiedzy, że kotom mleko szkodzi przelałam pomacane mleko na spodek, by ułatwić Guzi dostęp do niego.

To, że Nusia jada melony i arbuzy nie było dla mnie niczym nowym, choć z dotychczasowych obserwacji wynikało, że woli raczej sok niż kawałki owoców. Teraz lubi już też kawałki owoców.

Wojtuś, zwierz - w naszym przekonaniu - wszystkożerny, udowodnił swoje rozległe zamiłowania kulinarne podczas ostatniego gotowania barszczu. Tak intensywnie interesował się zawartością garnka, że aż lekko zniecierpliwiona wyłowiłam wielki kawał buraka i pokroiwszy go na mniejsze kawałki zostawiłam kotu. I co? Zostało zjedzone nie tylko w oka mgnieniu, ale również ze smakiem. Oczywiście, nie skończyło się na jednym kawałku...

Sisuleńka znów się zachrypiła, co w niczym nei przeszkadza jej zarządzać całym domem oraz godzinami snu ludzkiego personelu. Kto mówi, że głos jest potrzebny władzy? ;-)

Duszka, jako kot coraz bardziej śmiały, wieczorami urządza toaletę i wędruję po mnie na kołdrę. Poza tym jest zdecydowaną liderką w relacjach z Wojtkiem. Wojtuś, wciąż jeszcze młody i z nieco głupkowatymi pomysłami, co i rusz próbuje zaatakować ciotki. Sisi raczej nie rusza, co chyba zrozumiałe. Nusia podejmuje z nim zabawę i ganiają się oboje z wielka radością i dziecięcością w oczach. Gusia, jako, że jest największą panikarą, ucieka z wrzaskiem pobudzając Wojtka do entuzjastycznego ataku, a Duszka... Cóż, Duszka bez zastanowienia i ostrzegawczych dźwięków wymierza Wojtusiowi cios. Dźwięki dołącza później...

Na zdjęciach Nuśka, która umyśliła sobie, że będzie przechodzić przez rękaw tunelu grając w piłeczkę,  Duszka w strategicznym miejscu ymuszająca na Z. pożywienie, Wojtuś z pięknie zawiniętym ogonkiem siedzący na folii zabezpieczającej paczki ze sklepu internetowego oraz inne zwierzaki;-)









P.S. Dzieci Saszki znalazły domy:-)