W każdym schronisku jest teraz mnóstwo kociąt. W elbląskim, jak donoszą wolontariuszki, maluszków jest około dwudziestu.
Może komuś uśmiechnie się serce?
P.S. Gdy kliknie się w zdjęcie, w adresie pokaże się imię kotka:)
W każdym schronisku jest teraz mnóstwo kociąt. W elbląskim, jak donoszą wolontariuszki, maluszków jest około dwudziestu.
Może komuś uśmiechnie się serce?
P.S. Gdy kliknie się w zdjęcie, w adresie pokaże się imię kotka:)
Fascynujące jest obserwowanie Nusi, która z kociej nastolatki, panienki zamienia się w Kocicę. Nie wiedzieć kiedy urosła, zajmuje coraz więcej miejsca na ulubionym kocu wszystkich Ko-córek, coraz częściej pozwala sobie (i nam) na chwilę refleksji połączonej z głaskami i mruczeniem.
Trochę żal czasu, w którym Nusia była Małym Misiem, takim szałaputowatym i źrebaczkowatym w swym entuzjazmie. Zaczyna się nowy czas w jej i naszym wspólnym życiu. Czas przecież też dobry i ciekawy...
Gdy śpię zbyt długo, zdaniem kotów, a w misce wciąż jest pusto, Sisi podchodzi do mnie, przytyka nos do mojego nosa i smyra wąsami nieustannie się we mnie wpatrując. Nie wiem, co budzi bardziej - wąsy, czy spojrzenie.
Z. jest budzony zgoła inaczej. Żeby obudzić Z. trzeba wskoczyć na stół, wyciągnąć z przybornika długopis, poszurać nim dość głośno po stole i zrzucić z głośnym "pac" na podłogę. Jeśli jeden długopis nie podziała, bierze się drugi. Przy trzecim Z. zawsze wstaje i napełnia miski.
co noc, tak koło trzeciej. Tych, którzy pamiętają, że pojawienie się w naszym domu Nusi odebrało Sisuleńce głos, informuję, że głos został odzyskany czas jakis temu, ale zapomniałam o tym napisać. Zatem - Sisi siedząc gdzieś poza naszym polem widzenia wydaje z siebie rozpaczliwy okrzyk. Zaniepokojeni i, rzecz jasna, obudzeni próbujemy ja przywołać. Owszem przychodzi. Ale najczęściej na moją wyciągnętą w jej stronę dłoń zmyka z radosnym kwikiem. Dziś jednak było inaczej... W poprzednie noce dość długo Z. robił jej "dawać tego kota" i inne maltretacje, a to najwiraźniej zapokajało kocią potrzebę zwrócenia na siebie uwagi. Dziś Sisuleńka pozwoliła się dotknąć, podnieść, położyć na sobie i głaskać. Ona zadzierała łepek i burczała, ja głaskałam usiłując nie zasnąć przed kolejnym gestem. Naburczawszy się podreptała po nas jeszcze jakieś 10 minut ugniatając to mnie, to Z. i wskoczyła do koszyczka, by spać.
P.S. Wybywam na weekend z domu. Koty zostają z Z. , a Z. zostaje z kotami...
do tego, żeby człowiek trzymał na kolanach swojego kota. I głaskał, i czesał i w ogóle zamierał w radosnym bezruchu. To dewiza Gusi.
Sisi lubi weekendy, bo w weekendy po powrocie do domu mam cos innego niż zwykłe papiery pracowe. Wczoraj torebka pachniała jedzeniem dla kotów i białym serkiem. O ile lodówki Sisi jeszcze otwierać nie umie, to na szafke z jedzeniem ma sposób - uderza łapkami w zabezpieczenie antydziecięce na jakie szafka jest zamykana. My, niczem psy Pawłowa, wiemy, że takie stukani oznacza, iż kot zejdzie za chwile z głodu...
Nusia weekendów jeszcze nie odróżnia od dni pracowych. Bez względu na dzień podgryza mnie w stopy, dając mi do zrozumiania, że zamiast pić kawę przy komputerze, powinnam się bawić ze swoim kotkiem. A, znaleźliśmy sposób na obcinanie pazurków Małego Misia. Przystępujemy do tej niewdzięcznej czynności, gdy Nusia śpi;)
Nusia schowała w domu 9 piłeczek ping-pongowych. Nie umiemy ich znaleźć mimo, że nasze mieszkanie nie obfituje w skrytki i zakamarki...
Ot, tajemnica...