19 maja 2009

Po tym, jak wróciłam...

czekało mnie miłe powitanie. Sisi z Gusią jednocześnie leżały na mnie i kazały się głaskać okazująć w ten sposób miłość i przywiązanie, a Mały Misiu Już Nie Taki Mały próbował ucałować mnie liżąc i podgryzając twarz.

Rano, ku mojemu zdumieniu okazało się, że Sisuleńka śpi w Nusiowym transporterku. Położyła łepetynkę na łapkach u progu legowiska i wdzięcznie spała. Gusia, rzecz jasna, noce spędza na miejscówce, a Nusinka albo na nas albo w koszyku Sisulkowym.

Podczas mojej nieobecności koty zaczęły więcej jeść. Z. podejrzewał, że bały się, że on ich nie nakarmi, co jest o tyle bez sensu, że nawet jak ja jestem, to i tak on zajmuje się żwieniem żywizny. Skąd zatem ten podejrzewamy przez nas strach?

Wyjeżdzam znów w najbliższy czwartek, by wrócić w niedzielę i wyjechać we wtorek (już tylko na jedną dobę). Później będziemy już podróżować wszyscy razem:) 

2 komentarze:

zu pisze...

Żywizna po naszych powrotach wydaje się zawsze bardziej pyzata.I pękata.
A jak było? I czy Z równie stęskniony ,jak Ko-córki?

kociokwik pisze...

Zuzanno,
większość czasu spędziłam z rodziną;)Ze współwycieczkowiczami mieszkałam w hotelu i byłam na "Upiorze...".
Oczywiście, że stęskniony:)