28 grudnia 2011

Duszka

Kiedy 8 marca braliśmy do domu ze schroniska Duszkę wiedzieliśmy, że czeka nas sporo pracy przy tym agresywnym kocie. Pierwsze chwile, czyli Duszka mieszkająca za szafkami kuchennymi, czy pralką, utwierdzały nas w tym przekonaniu. Powoli jednak udawało się nam kotkę oswajać i jedyne czym mogliśmy się martwić to jej wciąż nienajlepszy wygląd. Latem okazało się, że Duszka ma cukrzycę i dla niej, no i dla nas, zaczęła się ostra jazda z glukometrem, restrykcyjną dietą i podawaną dwa razy dziennie insuliną. Wsparcie doktora i fachowej literatury dawało nam nadzieję, że unormujemy chorobę kotki, że będzie dobrze.

Dziś, po dobrze dobranej dawce insuliny, dobrej diecie, badamy poziom cukru we krwi nie tak często jak wcześniej. Jakieś trzy tygodnie temu zauważyliśmy, że Duszka zaczęła się zaokrąglać. Wcześniej, mimo, że łapczywie traktowała jedzenie, wciąż była chuda. Teraz zaczyna być widać brzuch. Poza tym, sierść - dotąd dość szorstka i mało przyjemna w dotyku, stała się gładsza, a kot wygląda lepiej. Cieszy nas to niezmiernie.

Bardzo rzadko zdarza się nam zostawiać coś do jedzenia na kuchennych blatach, bo wiemy, że Duszka - cokolwiek by to było - będzie się częstowała. Gdy jednak uda się jej coś zwędzić, natychmiast wszystko się wydaje, ponieważ Duszka wynosi ów ukradziony smakołyk z kuchni i zawodzi jękliwie, że nie wie jak sobie poradzić z jego jedzeniem, bo jest np. za duży.

Gdy pierwszy raz usłyszałam płaczącą w charakterystyczny sposób Duszkę byłam pewna, że coś się jej stało. Obydwoje pobiegliśmy przerażeni do niej, by odkryć, iż upolowała jakiegoś chrabąszcza i zupełnie nie wie, co z nim zrobić. Zdarzyło się jej także płakać nad zbyt, jej zdaniem, obszernym kawałkiem kurczaka, a wczoraj udało jej się ukraść małą drożdżową kuleczkę, którą wrzucamy do zupy makowej. Duszka żaliła się bardzo, że nie było mniejszych.

Usłyszeliśmy kiedyś, że kot na insulinie żyje rok, góra dwa lata. I wciąż mamy nadzieję, że naszej Duszki to nie dotyczy, że będzie z nami o wiele dłużej.

25 grudnia 2011

Tunia i Inga

Z okazji Świąt dostaliśmy życzenia od Rodzin, które zaadoptowały nasze tymczaski. Do życzeń dołączone były zdjęcia, którymi z przyjemnością się z Wami podzielę.


Dziękujemy za pamięć:-)

24 grudnia 2011

Dobrych Świąt Bożego Narodzenia

Gusia

Dziś mijają cztery lata od chwili, w której Gusia trafiła do schroniska. Miała wówczas około roku i dlatego też, 24 grudnia traktujemy jako dzień urodzin naszej Ko-córki.
Wiecie - cieszymy się, że tamci ludzie nie okazali się godni naszej Gusi.

23 grudnia 2011

Choinka

Nie jest tak, żebyśmy kupili największą i najprostszą choinkę świata. Ale skoro poda się kotom i nam, to chyba ok?









P.S. Życzenia będą jutro:-)

17 grudnia 2011

Namiot

Co jakiś czas ukrywamy kocie zabawki, by za miesiąc, dwa wyjąć je ze schowka i dać kotom. Podobnie zrobiliśmy z namiotem. Gdy wrócił do kociego użytkowania najbardziej doceniły go Nusia i Lusia. Na zmianę bawią się w chowanego, w pozorowaną walkę przez ścianki namiotu i czynią to tak gwałtownie, że z sypialni, gdzie namiot stoi, wypychają go do przedpokoju. Zabawa jest przednia i trwa czasami około dwóch godzin.


MałaKot po szczepieniu zdrowa jak tur i rozbrykana jak na małego kota przystało. Wczoraj z rozpędu wskoczyła na bocianie gniazdo i przez chwilę zatrzymała się zdumiona tym, że stoi na warczącej gniewnie Gusi. Poza tym zdarza się jej przebywać w bliskości Sisi, a Sisi zdarza się wylizać łepetynę Lusi.

Pora już chyba rozglądać się za choinką. Obiecuję fotorelację z bliskich spotkań kotów z drzewkiem:-)

15 grudnia 2011

1,75 kg

Tyle waży Lusia, zwana Karolcią. Koteczka została obejrzana przez pana doktora, zważona, zaszczepiona. A jak wychodziliśmy to spotkaliśmy czekającego na poczekalni owczarka kaukaskiego. Różnica wielkościowa między nim, a Małą Kot była porażająca:-)

11 grudnia 2011

To się nazywa szczęście

Sałatka z kapusty pekińskiej, groszku i fasolki wywołała szalone zainteresowanie Duszki i Lusi.

 Zasypianie w towarzystwie kotów.
 Gusia dogrzewa brzuch.
 Taaaki długi, acz wciąż mały kot.
 Z czerwonym im do twarzy.

 Sisi królująca nam miłościwie.
Przegląd tygodnia w pełnej krasie:-)

6 grudnia 2011

Sisi nadal nie lubi robienia zdjęć, ale za to codziennie zaszczyca mnie swoją uwagą. Gdy po powrocie do domu siadam w fotelu momentalnie na moich kolanach pojawia się Sisuleńka domagając się głasków, całusków i czułości. Jest burczone, ugniatane, a w przypływie uczuć miłosnych Sisi liże mnie po nosie. Jak się już dobrze ukokosi to mruczy aż w gardle jej bulgocze, podnosi głowę, by wystawić do głaskania szyję, a gdy kocia potrzeba bliskości zostaje zaspokojona idzie sobie. Coraz częściej też śpi na mnie w nocy.

Wczoraj odbyłyśmy zabawę przypominającą taką, jak z Sisulowego dzieciństwa. Taką z polowaniem na moje ręce, atakiem z drapaniem i gryzieniem. Nieco mam sfatygowane ręce, ale czegóż nie robi się dla kota.

A mała Sisi wyglądała tak:

3 grudnia 2011

Sobota

Ostatnio dużo jeżdżę i przez to dni mijają mi jeszcze szybciej niż wcześnie. Niby weekend, a zaraz jakoś niespodziewanie środa. Wracam do domu to trzeba i to i tamto i zanim usiądę, by mogły się we mnie wtulić koty, to zbliża się pora snu i koty wtulają się we mnie zasypiającą. Ale i same śpią dużo, dużo...






Z dużą radością wzięłam udział w postcrossingu kocim. Dotarły do mnie widoczne na zdjęciu kartki, za które serdecznie dziękuję:

P.S. Sisi obraca się obrażona widząc aparat.

26 listopada 2011

Miłość i zmora

Współmieszkanie z kotami zapewnia stały poziom endorofin. Człowiek chodzi po domu uśmiechnięty i co więcej, daje się kotu tresować konstatując, że jego życie bez kotów byłoby smutne i jakieś takie...


Dziś w nocy przekonałam się, czemu w stereotypowych opiniach podejrzewa się koty o bliskie konszachty z wiedźmami. Na wpół obudzona zdumiałam się tym, że nie mogę się ruszyć. Zasnęłam i gdy znów się wydobyłam z głębokich snów nadal nie mogłam się ruszyć. Nieco mnie to zastanowiło, ale gdy  skupiłam znalazłam przyczynę - Gusia ułożyła się na moich plecach, na górnej ich części, niemalże na moim karku. Nic zatem dziwnego, że nie mogłam się ruszać, prawda? Dobrze, że nawet przez sen mam świadomość obecności kotów; w innym wypadku byłabym pewna zmory;-)

16 listopada 2011

Wcale nie muszę się męczyć

Co noc, od kilku nocy, koty dbaja w wyjątkowy sposób o moje samopoczucie. Gdy tylko się kładę nadciąga Nusia, wchodzi na łóżko, układa się wygodnie moszcząc i zapierając o moją nogę. Chwilę później, jak pchełka, na tapczan i na mnie przy okazji wskakuje Lusia (zwana Karolcią lub Małą Kot). Poburczy, wtuli się w Nusię i zasypia. Pochód kotów zamyka Gusia, która najzwyczajniej w świecie sadowi się do snu na moich plecach.

I już do rana nie muszę się męczyć ruszaniem...

10 listopada 2011

Serduszko

Dziś Z. postanowił zrobić kotom święto drapieżnika. Celem tegoż święta zakupił serduszka. Po przyjściu do domu postawił torby z zakupami na kuchennej podłodze (koty muszą, no wiecie, muszą obwąchać) i poszedł odwieszać kurtkę i takie tam. Ja - zajęta rozpakowywaniem tego, co z kupionych rzeczy trafić powinno do łazienki - dopiero po pewnym czasie mijałam kuchnię. Katem oka zauważyłam Nusię i Lusię wpatrujące się intensywnie w jakiś punkt na podłodze, niezbyt oddalony od jednej z toreb. Zaciekawiło mnie to i gdy przyjrzałam się dokładniej zobaczyłam, że worek, w którym schowane były serduszka jest rozerwany, a jednym serduszkiem próbuje się poczęstować Lusia. Mały kot to i pyszczydełko małe, więc szło jej opornie. Gdy tylko Lusia upuszczała serduszko próbowała się nim zająć Nusia. Gdy tylko Nusia próbowała złapać serduszko Lusia czuła gwałtowną potrzebę zjedzenia tegoż i błyskawicznie przytrzymywała zdobycz zębami warcząc groźnie jak tylko małe koty umieją (vide mały kot Simona).

Oczywiście, nie zabrałam kotom pożywienia; zawołałam Z., żeby to on był tym niedobrym;-)

I popłakałam się ze śmiechu.

6 listopada 2011

Niedzielny wieczór

Wieczór, jak chyba żaden inny, sprzyjający zadumie nad naszą kocio-ludzka codziennością. Jesień, mimo, że ładna i ciepła, powoduje w kotach (i w nas) chęć opatulania się, wtulania i wzmaga potrzebę ciepła. Tak jak wspominałam już wcześniej - koty noce spędzają z nami i najczęściej lokują się w łóżku we dwie, a nawet i trzy, nam pozostawiając odrobinę miejsca, by się między nie wpasować.

Lusia wymieniła już ząbki. Wczoraj miała jeszcze podwójne kiełki z jednej strony, ale dziś już jest uzębiona pojedynczo. Od razu ma mniej nieprzyjemny zapach z pyszczka. Mamy wrażenie, że Lusia nie rośnie; musimy poprosić M., od której Lusię wzięliśmy, żeby nas odwiedziła - jej będzie najłatwiej zauważyć, czy kocinka się zmieniła. Dziś Lusia pierwszy raz wyszła samodzielnie na balkon, po parapecie:-)

Sisi znalazła wyśmienite miejsce do spania. Układa się na koszu na pranie, tuż obok grzejnika, wyciąga robiąc z siebie długiego kota i grzeje brzuch. Tuż obok, na dachu kuwety, najczęściej śpi Lusia;-) Sisi wynalazła również sposób na jedzenie; życzy sobie, by miskę stawiać jej na szafce - tylko tam je. 

Gusia, weekendowo, zajęła miejscówkę na moich kolanach. Już w czwartek w nocy przyszła, żeby ze mną leżeć, w piątek, sobotę i niedzielę też mi towarzyszyła. Szczególnie dziś obdarzyła mnie swoim towarzystwem; doskonale zareagowała na moje złe samopoczucie i przeleżała na mnie, schowanej pod kołdrą, kilka godzin (Sisi też mnie dogrzewała).

Nusia, wciąż mimo imponujących rozmiarów, nazywana przez nas Małym Misiem, w środę postanowiła zamieszkać w kartonie, w którym przyszły książki. Zniszczyła folię wypuszczając z niej powietrze i zaległa w pudle. Prawie zaległa, bo jakoś nie bardzo mogła się zmieścić. Poza tym Nusia dziś protestowała przeciwko skracaniu pazurków, a później zamieniła się w przytulaśną ko-córkę. Wykazała się także umiejętnością włączenia filmu w komputerze.

Duszka nabrała zwyczaju urządzania mi pobudki. Gdy dochodzi do wniosku, że śpię za długo, ostrzy pazurki o tapczan. Gdy to nie działa siada i wpatruje się we mnie wydając w wyważonych odstępach czasowych jedno skromne "miau". Gdy i to nie przynosi skutku Duszka wskakuje na tapczan, zagląda mi w oczy i kładzie na mnie łapkę. W tym momencie kapituluję i wstaję.

Dostaliśmy dziś wiadomość od Pani B., w rodzinie której mieszka Gunia. Koteczka lubi jeździć samochodem, nie lubi zostawać sama, ma wielbiciela, który przychodzi pod dom, by z nią rozmawiać. Jeśli tylko dostanę jakieś zdjęcie - zaprezentuję.

Na stronie z książkami o zwierzętach jest kilka nowych linków. Zapraszam:-)

30 października 2011

Toaleta przedsenna

Zasypialiśmy wczoraj przy akompaniamencie mruczącego dwugłosu. Lusia myła Nusię, Nusia myła Lusię i obydwie burczały z zadowolenia. Nie muszę dodawać, że zasnęłam w kilka sekund?

28 października 2011

Dni mijają zbyt szybko

A w naszym domu pozornie bez zmian, codziennie wydarza się coś, co wzbudza naszą ciekawość, radość lub po prostu zadziwia.

Obecność Lusi pokazuje bardzo wyraziście jak różne są kocie osobowości. Tunia to kociak ciekawski, związany z ludźmi. Lusia jest kotkiem bardzo osobnym. Od kilku zaledwie dni sypia w towarzystwie pozostałych na tapczanie, zdarza jej się przyjść także do nas, podczas gdy śpimy. Tunia lubiła być w naszym towarzystwie, cieszyła się mogąc leżeć tuż obok nas pracujących. Lusia potrzebuje nas najczęściej w czasie karmienia; dopomina się o jedzenie płacząc długo i rozpaczliwie.


Tydzień temu odwiedziła nas Hela z rodzicami. Dziewczynka oszalała na punkcie Lusi, a i Lusia nieźle skorzystała z obecności ludzkiego dziecka. Kociątko dawało się nosić, zwijało się w kłębuszek i uroczo burczało. Do tego stopnia Lusia zawładnęła sercem Heli, że dziewczynka niemalże płakała odjeżdżając.

Dziś pokazaliśmy Lusię doktorowi; koteczka waży 1250 g. Została osłuchana, obejrzana i dostała szczepionkę. Pan doktor ocenił wiek kotki na 3 miesiące. Dopadł Lusię herpeswirus i na dodatek ma podwójne kiełki, co dodaje jej uroku.

Nusia nie czuje sie tak związana z kocim dzieckiem jak czuła się związana z Tunią, ale i Lusię wymyła dokładnie wczoraj wieczorem. Zdarza im się też spać razem. Poza tym Nusia sypia z nami; trudno mi opowiedzieć swoistą radość i spokój jakie daje mi świadomość obecności Nusi układającej się na mnie wieczorem.

Widzieliście już oczywiście nowy film z Kotami Simona?


:-)

18 października 2011

Mamy nową tymczaskę.

Nie wiem jak to się dzieje, ale trafiają do nas same dziewczynki. Tak jest i tym razem. Lusia z mamą i bratem mieszkała na działkach. Mama urodziła się tam i w tym samym miejscu powiła dzieciaki. Synek, rezolutny, silny i prawidłowo rosnący. Córeczka nieco gapciowata, malutka i słabsza od brata. 

Trafiła do nas kilka dni temu. Samodzielnie je, bawi się i mimo, że jest dość śmiała, czasami na nasz widok ucieka pod szafkę w przepokoju, Starszych kotek nie zaczepia i jeszcze nie można dostrzec wielkiego zaprzyjaźniania się w resztą stada. To już prędzej Nusia obwąchuje i próbuje lizać Luśkę.


Pozostałe informacje wkrótce:-)

9 października 2011

Ciepło, miło i sennie

Zdjęcie Sisi jest kwintesencją ostatnich godzin. Ciepło, przytulnie (także w tym kontekście, że się przytulamy) i jakoś tak miło. 

Kociaste śpią z nami. W poprzednie noce towarzyszyły nam Nusia i Gusia, dziś Sisi. Nad ranem zawsze przychodzi Gusia - dziś wyjątkowo mocno się czuliła, burczała i zaglądała mi w oczy. Wczorajszy ranek spędziła na moim biodrze i - jak mawia Z.  - miałam wielkie szczęście, że nie musiałam się ruszać;-) Sisi już każdego dnia przywędrowuje, by pomruczeć na początek dnia. Duszka słysząc, że już nie śpię siada za mną i dotyka moich pleców nakłaniając mnie do wstawania i karmienia.

Nusia ostatnio stała się kotkiem mocno przyjacielskim. Przy wizycie kogokolwiek kładzie się na podłodze brzuchem do góry i oczekuje głasków. Zaskakujące to, ale bardzo miłe. Duszka natomiast najchętniej nie odchodziłaby od talerzy. Odsuwana (jest tylko na jedzeniu diabetycznym) wraca niczym bumerang.

Kilka nocy temu obudziłam się o trzeciej i nie mogłam zasnąć. O 4 wstałam i po tym, gdy przeszłam do drugiego pokoju z myślą o zrobieniu sobie kawy i czytaniu książki, na widok śpiącej Nusi postanowiłam się do niej przytulić. Zasnęłam w twarzą wtuloną w ciepły, koci brzuch (ale musiałam zapłacić daninę - Nusia wyszorowała mi czoło) i spałam aż do budzika.

No, jakże nie dać się uwieść takiemu kotu:

4 października 2011

4 października

Dziś Światowy Dzień Zwierząt i wspomnienie św. Franciszka. Czytając najnowszy numer Kocich Spraw uświadomiłam sobie, że pierwsze dni października są dniami dedykowanymi zwierzętom, które odeszły za Tęczowy Most.
***
Po konsultacji lekarskiej i wynikach badań zwiększamy Duszce dawkę insuliny.
***
Koty coraz więcej śpią. I mają obłędnie ciepłe brzuchy;-) A Nusinka wstająca ze mną, na dźwięk budzika, jest doprawdy przeurocza.
***
Niekochane w najbliższy weekend organizują kolejną akcję adopcyjną. Tym razem w Silesia City Center. Zajrzyjcie, jeśli możecie - zapraszamy:-)
***
Książka, która musi - musi, trafić na naszą półkę jest "Kot Simona i kociokwik". Zgodzicie się?;-)))

29 września 2011

Sposób na ciepłą noc i wielkokot.

Dzisiejszą wizytę Duszki u doktora znam tylko ze słyszenia. Wiem, że była grzeczna, że pan doktor pobrał krew do badań - sprawdzane będzie funkcjonowanie tarczycy i oznaczany poziom fruktozaminy.  Za kilka dni będą wyniki i wówczas z pewnością zapadnie decyzja o dalszej terapii Duszki.

Koty pochowały się dziś w koszyki i pościel. A gdy wczoraj zastanawiałam się nad czym, czy powinnam dogrzewać się w nocy wełnianymi skarpetkami, na stopach położyła mi się Gusia. Uwielbiam, gdy koty śpią z nami:-)

Rozmawiałam wczoraj z ludźmi Tuni. Zaprzyjaźniła się z kocurkiem, śpi wtulona w niego i szaleje w jego towarzystwie. Koce dziewuszki pozwalają jej spać ze sobą, ale uciekają przed jej entuzjazmem. Ponoć Tuńka zarządza stadem. A tak wygląda:
Trudno uwierzyć, że to ona, prawda? Ciekawe, czy gdy już dorośnie będzie tak duża jak Nusia.

Już się cieszę na weekend. I jak sądzę Gusia - która w każdy weekend okupuje moje kolana - też się cieszy. Musimy tylko obciąć kociastym pazurki.

27 września 2011

Codzienność bez Tuni

Minął już tydzień odkąd nie ma z nami Tuni i dziwnie nam tak bez niej. Niby już przywykliśmy, że jej nie ma, ale zamiast żywiołowej Kocinki jest uczucie pustki i nie sądzę, abyśmy dali radę szybko je zasklepić.

Koty jakby odżyły. Po pierwsze - Sisi i Nusia wymagają zabaw, Gusia zaczęła przychodzić na kolana, a Duszce stało się coś z żołądkiem - wciąż się pojawia i wciąż chce jeść; zagląda nawet w nasze talerze, czego nigdy wcześniej nie robiła.

Nie wiem, czy to chłodniejsze noce, czy nieobecność Tuni sprawiły, że ko-córki śpią z nami w nocy. Mamy szczęście i nie musimy się wcale kręcić w nocy;-)

Duszka (a właściwie jej cukrzyca) wymaga dodatkowych, pełniejszych niż prowadzone dotychczas, badań. Umówieni jesteśmy na czwartek rano.

19 września 2011

Tunia w nowym domu

W piątek zadzwonił telefon: - "Ja w sprawie koteczki, czy to jeszcze aktualne?". Zabrakło mi słów, nie wiedziałam co powiedzieć. W sobotę po drugiej pojawili się ludzie, którzy chcieli dać dom Tuńce. Zakoceni, z doświadczeniem, bardzo mocno spragnieni małego ruchliwego kota. Chcieli zabrać Tunię od razu, umówiliśmy się na niedzielę.

Za niedługi czas kolejny telefon - "A czy mogą nam Państwo przywieźć Tunię dziś?". Do szóstej, na którą się umówiliśmy nie umieliśmy sobie znaleźć miejsca. Zostawiając Tunię w dobrych rękach i wśród innych kotów wierzyliśmy, że małe_czarne szybko poczuje się w nowym miejscu swobodnie.

Nieco gorzej było z naszym samopoczuciem. Mały kot, będąc u nas zaledwie 6 tygodni, wpadł w nasze serca bardzo intensywnie. Wciąż łapiemy się na myśli, że Tunia to już by zajrzała do kubka z kawą, ugryzła Nuśkę w ucho, pogoniła Gusię i podszczypała Duszkę w łydki. Bardzo aktualny staje się tekst, którego użyczyła mi jedna z blogerek, a który widnieje w zakładce "Tymczasy".

Tunia wszystko je, wzorcowo korzysta w kuwety, wspina się po siatce założonej na okna, śpi z ludźmi, zaprzyjaźniła się z kocurem i gania kotki. 

Szukając domu Tuńce zleciłam przez miau zrobienie 160 ogłoszeń w necie i wydrukowałam ogłoszenia, do których miałam dokleić wywołane zdjęcia. W papierze powiesiłam tylko jedno ogłoszenie - na kartce formatu a5 przykleiłam zdjęcie i dopisałam info, że Tunia szuka domu z numerem telefonu. To ogłoszenie zawisło na tablicy u naszego doktora weterynarii. I to jedno, jedyne papierowe ogłoszenie przyniosło efekt. Dodatkowym bonusem całej sytuacji jest to, że mamy blisko i do nowego domu Tunieczki, i do doktora, którego odwiedzają też ludzie Tuńki ze swoimi kotami.

17 września 2011

Dziwne odgłosy

Dziś kilkanaście minut po piątej obudziły nas dziwne odgłosy. Okazało się, że to Tunia wtuliwszy się w kołdrę burczy i ciamka. Zdarzało jej się czasami ssać ogonek, czy łapkę, ale nigdy nie robiła tego tak głośno i wytrwale. Przygarnęłam ją bliżej, a ona złapała za mój palec wskazujący i zaczęła go ssać. Biedna mała - za szybko zabrana od mamy.

14 września 2011

Nie mogłam się powstrzymać...

Pierwszego dnia Bóg stworzył Kota,
drugiego - człowieka, aby się nim opiekował,
trzeciego - zwierzęta, aby Kot miał co jeść,
czwartego - pracę, by człowiek mógł kota utrzymać...
...siódmego dnia Bóg chciał odpocząć, ale trzeba było zmienić Kotu żwirek w kuwecie.
(wyszperane na forum)

11 września 2011

Dziwność i ciasteczko

Pewnie czekacie na wieści dotyczące Tuni... Było tak. W środę odwiedzili nas gości zainteresowani adopcją małego_czarnego. Mili, sympatyczni, zakoceni i dobrze się z nimi rozmawiało. Wychodząc zadeklarowali, że kota chcą i poczekają aż ją zaszczepimy pierwszą szczepionką w najbliższym tygodniu. W czwartek popołudniu zadzwonili z prośbą, aby jednak nie brać ich pod uwagę, bo kota wezmą z innego miejsca. Miło, że zadzwonili, ale przyznam - zatchnęło mnie i nie wiedziałam co powiedzieć.

Mamy teorię, czemu sympatyczni S. i K. nie zdecydowali się na zabranie Tuni od nas. Otóż, gdy nas odwiedzili i S. usiadła na wersalce, tuż obok niej, na jej kurtce ułożyła się do snu wdzięcznie wyglądając Tunia. Nusia czując, że ci ludzie nie przyszli do nas ot tak sobie, przywędrowała, odsunęła torebkę S., usadowiła się obok Tuńki, wypucowała ją i położyła się koło niej, kładąc na niej łapki. Wizytę gości tak właśnie przespały... Myślicie, że to dobry powód?

Wczoraj udało mi się namówić Duszkę na sikanie do słoiczka, więc mogłam zawieźć próbkę do badania. Nie ma ciał ketonowych, wiec jeśli dobrze rozumiemy to, w czym się naczytaliśmy, Duszka ma ten typ cukrzycy, który nie reaguje na insulinę. Muszę znów poczytać mądre książki, żeby czymś sensownym wypełnić czas do wizyty u naszego doktora.

Od wczoraj mamy gości, takich na kilka dni. Sisi reaguje bodaj największą niechęcią na takie zmiany i żeby to zademonstrować przychodzi do mnie się przytulać. Pozostałym kotom zwiększona obecność ludzi nie sprawia kłopotu, a Tunię wręcz cieszy - więcej ludzi = więcej rąk do głaskania. 

Wczoraj przed snem usłyszałam płacz. U nas płacze tylko Duszka, więc czym prędzej wyruszyłam na jej poszukiwania. Jakież było moje zdumienie, gdy okazało się, iż Duszka poczęstowała się ciasteczkiem i niesie je w zębach skarżąc się, że jest za duże. Ciasteczko zabrałam, ale nie pomyślałam, że trzeba je schować na noc. I rano zobaczyłam coś, co wcześniej miało kształt owalny:
Oczywiście, nikt się nie przyzna do obgryzienia.

Dziś obudziły mnie dziwne dźwięki. Gusia leżała na krześle i wściekle machała ogonem, a Tunia próbowała podskoczyć na tyle wysoko, by ten ogon złapać. I jak tu nie mieć dobrego nastroju po takiej pobudce?:-)

6 września 2011

Zdrowotnie

Sobotnia wizyta u doktora trwała długo, bo też pytań mieliśmy wiele. W poniedziałek było krócej, bez Duszki, a rozmowa w dużej mierze dotyczyła funkcjonowania kota z cukrzycą. Od razu zapowiem, że we wrześniowym numerze Kocich Spraw z 2008 roku są artykuły o tej chorobie. Dzięki temu, co usłyszałam od doktora uświadomiłam sobie jedną rzecz - jeśli chodzi o moje zdrowie to nie przejmuję się, nie czytam, nie odwiedzam lekarzy. Zupełnie inaczej jest w przypadku kotów. Dotarłam już do publikacji naukowych, wyśledziłam w bibliotece "Weterynarię w praktyce", a osobliwie numery opisujące opiekę nad kotem cukrzycowym. W przypadku kotów, mam silną potrzebę zrobienia czegoś, żeby im pomóc, a skoro nie potrafię, to chcę się chociaż naczytać...

Ogłoszenia Tuni puszczone w świat zaczynają procentować. Dziś mieliśmy pierwszy telefon od osób zainteresowanych; w środę spotykamy się zapoznawczo. Kocinka jest już odrobaczona, w przyszłym tygodniu będziemy ją szczepić.

Nusia ma wciąż "płaczące" ślepka. Brakuje nam już pomysłu na poradzenie sobie z tym. Może macie jakąś podpowiedź, czym leczyć oczy z herpeswirusem?

5 września 2011

Niedziela upływająca na tym, że co dwie godziny wbijam kotu igłę w ucho i pobieram krew do badania, jest paskudnym dniem.

4 września 2011

Niedzielnie słów kilka

Świętowanie wyszło nam średnio, bo akurat 1 września wybraliśmy się na spotkanie, z którego wróciliśmy późnym wieczorem. Sisi wyraziła swoje niezadowolenie naszą obecnością, ale dała się ugłaskać :-)

Wczoraj byliśmy z Duszką u doktora. Omówiliśmy wszystkie niepokojące nas rzeczy, wypytaliśmy doktora o milion spraw i słuchaliśmy cierpliwie nam tłumaczącego różne zawiłości choroby. Temperaturę Duszka miała dobrą, ale zaniepokoiło mnie to, że schudła. Teraz waży 3,4 kg.

Małe_czarne ma się świetnie. Galopuje radośnie, zaczepia nas i koty i zdobywa nowe umiejętności. Żebyście ją widzieli jaka dumna spaceruje po obydwu parapetach balkonu:-)

Dopisek:

1 września 2011

Rocznica

1 września 2006 roku, po południu, pojechaliśmy do pewnego domu, z którego wyszliśmy bogatsi. O wiele bogatsi (choć wówczas chyba nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy) i z zapowiedzią mnóstwa szczęśliwych dni.

Z tego domu, pięć lat temu, wyszliśmy z Sisulką.