19 października 2013

Mamutek

Ucichło u nas nieco, bo nastąpiły zmiany. A zmiany, jak to zmiany, powodują dużo emocji i wymagają nieco czasu do okrzepnięcia sytuacji, która po zmianach zaistniała.

11 października przyjechała do nas z Wrocławia Sara. Tym samym staliśmy się Domem Tymczasowym fundacji działającej na terenie całej Polski i zajmującej się adopcjami konkretnej rasy psów (i psów w typie rasy).

Historię Sary przeczytacie tutaj. Jest pieską w słusznym wieku, ale nadal pełną entuzjazmu i wigoru. Gdy chodzimy 2-3 godziny to na dźwięk słów "wracamy do domu" mocniej macha ogonem; zbyt długie wędrówki wyraźnie wyczerpują jej siły. Być może wiąże się to z tym, że Sara spędziła nieco czasu w schroniskowym kojcu.

Koty na samym początku się wystraszyły. Najszybciej do porządku nad pojawieniem się Sary przeszły Gusia i Sisi. U Nusi trwało to nieco dłużej, a Wojtek do dziś spogląda ze zdumieniem. Sara jest zazdrosna o naszą uwagę poświęcaną kotom, więc to musimy ćwiczyć najbardziej.

Dla nas obecność Sary oznacza spacery. Dużo spacerów ;-)


Do słów - kluczy na blogu dodajemy "Sara" i będziemy - mimo, że to koci blog - czasami pisać także o piesce.


P.S. Fundacja Adopcje Malamutów dowiozła do nas Sarę, zapewniła jedzenie, ewentualne koszty leczenia weterynaryjnego oraz wsparcie mentalne i merytoryczne. Firma Sali podarowała Sarze szelki i dwie smycze, a SwissVital zadbała o specjalną karmę dla psich seniorów.

10 października 2013

Przy drzwiach

Wracając ostatnio do domu uświadomiłam sobie coś. To coś przybrało postać kocich ciałek zgromadzonych wokół drzwi mieszkania i witających mnie w bardzo indywidualny, osobniczy sposób.

Sisi za każdym razem siedzi na skraju szafki stojącej w przedpokoju i wita mnie lekkim "miau". Gdy już wyda głos, robi kółeczko po szafce i wraca na poprzednie miejsce. Wówczas jest czas na to, żebym się pochyliła, dała zwąchać przyniesione na twarzy i włosach zapachy i pogłaskała kocinkę.

Gusia najczęściej siedzi w dalszej części przedpokoju i dopiero na moje "Cześć Gusiu" zaczyna się do mnie zbliżać, by po chwili odwrócić się tyłem i nadstawić grzbiet do głaskania. Później podążą leniwym krokiem w stronę kuchni i zasiada przy misce.

Nusia burczy na mój widok i robi baranka. Czeka na powitanie, głaski i - podobnie jak Gusia - wspólne wejście do kuchni. Gdy wczoraj jej nie zauważyłam wchodząc, zobaczyłam za chwilkę, że siedzi za drzwiami z rozpaczliwie smutną miną. Przecież jej nie pogłaskałam...

Wojtek najczęściej nie przychodzi. Moje powroty do domu zbiagają się idealnie z jego godzinami snu i pojawiająca się ja nie jestem żadnym powodem do tego, by sen przerywać.

8 października 2013

Kosz na pranie

W łazience mamy kosz na pranie przykryty kocykiem i na tym koszu Dusia lubiła spać. Ten kosz stoi pod kaloryferem, więc jak ktoś śpi na koszu, to ma ciepło. Dusia tam spała i Sisi też, no i Nusia, ale rzadziej. Przez półtora miesiąca po tym, jak Dusia poszła za Tęczowy Most, żaden kotek nawet nie wszedł na kosz. Teraz już wchodzą - Sisi i Wojtuś.

Po tym, jak Dusia poszła za Tęczowy Most, kilka razy było tak, że Sisi i Nusia siedziały w łazience - jedna na kuwecie, druga na sedesie - i patrzyły na kosz na pranie. Długo tak siedziały i patrzyły. Być może patrzyły na Dusię, która przychodziła i leżała na swoim ulubionym miejscu. Nie wiemy tego. Bardzo chcielibyśmy, żeby Dusia do nas przychodziła, ale czy przychodzi, to nie wiemy. Nie ma sposobu na to, żeby Sisi i Nusia powiedziały nam, czy Dusia przychodzi, czy ją widzą. A może one nam to mówią? Ale my i tak tego nie wiemy. Czasami bardzo nam doskwiera to, że nie umiemy porozmawiać z naszymi kotami. Ale tylko czasami nam to doskwiera.


2 października 2013

Spacery i ich organiczenia

Gdy ostatnio wracałam do domu zdumiało mnie, że drzwi od mieszkania na korytarz są otwarte. Założyłam, że Z. zobaczył mnie przez okno i czeka w przedpokoju, by otworzyć mi drzwi dzielące nasz korytarz od reszty bloku, ale nie - dopiero, gdy zadzwoniłam Z. wyszedł i wówczas naszym oczom ukazała się w niepełnej, bo przemykającej, krasie Sisuleńka. Wykorzystała nie dość dokładnie przekręcony "łucznik" i otworzyła sobie drzwi. Co ciekawe, nikt poza nią na spacer nie wyszedł. Oczywistym jest chyba, że cały wieczór wyśpiewywała pod drzwiami serenady domagając się wypuszczenia na spacer.

Poranne spacery balkonowie cieszą się mniejszym niż jeszcze niedawno powodzeniem. Ranki są, zdaniem Wojtusia, za chłodne.

A na ogrzanie -  zdjęcia. Aż kusi, by się przytulić, prawda?