24 września 2008

Czas na miłość

Gusia jest kotkiem, który sam wybiera czas na czułości. I choć czasami nie mamy dość cierpliwości, by czekać aż sama do nas przyjdzie i przytulamy ją bez pytania o zgodę, nie zraża się i wówczas kiedy miłość się jej nazbiera, przychodzi.

Wczoraj był TEN dzień. Gusia idąc jak gdyby nigdy nic skręciła nagle zamiast do kuchni w stronę Z. leżącego pod kocem. Wdrapała się na niego, ułożyła wygodnie i popatrzyła niemalże mówiąc – No, to teraz proszę mi okazać miłość. Gdy już nacieszyła się uczuciami Z., zeskoczyła, podeszła do mnie i ocierając się o moje nogi wyraźnie dała mi do zrozumienia, że teraz moja kolej na czułości. Pochyliłam się, położyłam sobie Gusię na kolanach i głaskałam, głaskałam, głaskałam…

Wieczorem, tuż przed snem przyniosłam sobie Gusię do łóżka, schowałam ją ramiona i delikatnie głaskałam. Nie wydobyły się z niej żadne dźwięki godne „groźnej pantery”; korzystała z okazji:)

Nie ukrywam, że my też…


4 komentarze:

Mrouh pisze...

Czekam z wytęsknieniem na taką chwilę, kiedy Furia zdecyduje się łaskawie pozwolić pomiziać... Zdarza jej się, ale bardzo rzadko i krótkie to chwile. Ale jakie przyjemne, prawda? Pozdrawiam:-)

kociokwik pisze...

Bardzo przyjemne:)

PB pisze...

Nasze kocie też nie jest zbyt miziaste (w odróżnieniu od Filipka), też są tylko chwile kiedy pozwala nam na większe pieszczotki. Może, gdy był malutki za mało go rozpieszczaliśmy, a może traktuje nas jak - personel pomocniczy. Najważniejsze że jest z nami !!!

Anonimowy pisze...

Znam to. Ale kiedy juz przychodzi ta wiekopomna chwila i można bezkarnie kota wydrapusiać... Wtedy, to ho, ho! Korzysta się podwójnie;)