Wystawiłam koszyk i kratkę. Zaczęłam zachętliwie wołać Sisuleńkę, która na moje wołanie zereagowała ucieczką do wersalki. Gusia i Nusia patrzyły zdumione - tylko jeden koszyk? Tylko Sisi? A my?
Coś czarne i na kształt patyczka zalęgło się w Sisulowej wardze czas jakiś temu. Zgodnie z zaleceniami telefonicznymi doktora smarowaliśmy intruza pioktaniną, a gdy nie zniknął i dodatkowo zaczerwieniły kocie dziąsła, postanowiliśmy zawieźć kociątko na oglądanie.
Pan doktor rozchylił Sisulkowy pyszczek, nacisnął i okazało się, że ów czarny patyczek to syfek taki jakiś, który należy wyciskać. Weterynarz obejrzał też dziąsła (Sisi zachowała kamienny spokój przy obydwu zabiegach), wyjął z szyflady antybiotyk i polecił żel do smarowania i kupienia w ludzkiej aptece.
Zaraz w aucie Z. poczęstował Sisulkę tabletką (zjadła bez wahania), a po wizycie w aptece - posmarował jej paszczękę. Po czym Sisi ułożyła się grzecznie w koszyczku i wróciliśmy do domu.
P.S. Wizytę u doktora i żel sponsorował Totalizator Sportowy, który pozwolił nam ostatnio wygrać kwotę pokrywającą idealnie wydane dziś pieniądze;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz