25 stycznia 2012

Środa

Wizyta u doktora minęła spokojnie. Transporter ze zdejmowanym dachem zdecydowanie zwiększył komfort wyjmowania Nusi na stół, a na stole, pod dłońmi lekarza, to ona już jest idealnie grzeczna. I tylko po cichutku, nieśmiało próbuje zejść ze stołu. Jutro jedziemy znów.

W oczku jeszcze nie ma poprawy; za mało czasu minęło od chwili przyjmowania leku. Nosek się goi, ale Nusia ma tendencje do kichania i niestety - kichając rozrywa sobie gojące się miejsce. Trochę to błędne koło.

Opanowaliśmy już też aplikowanie leków, na takie mniej kłopotliwe. Nusia szybciej jest wolna, pozwala się w miarę bezpiecznie smarować i zakraplać, a i nam jest lżej, gdy kocinka nie wyrywa się i nie płacze rozpaczliwie.

Duszka posmutniała, gdy nasz gość wyjechał. Na szczęście szybko wrócił i Dusia jest noszona i przytulana przez tego, przez kogo sobie życzy. Gusia też korzysta z obecności gościa. Leży na jego kolanach, burczy i miłośnie spogląda mu w oczy.

Sisi przypomniała sobie, że za drzwiami jest długi, szalenie atrakcyjny korytarz. Stoi pod drzwiami i zaśpiewuje nostalgicznie prośby o zabranie jej na spacer. Nieskutecznie, rzecz jasna, ale bardzo donośnie.

4 komentarze:

Abigail pisze...

a na smyczy jakby sobie sisi radziła?

kociokwik pisze...

Abigail,
nie wiem, ale nie chcę próbować. Kiedyś pozwoliliśmy jej wychodzić na podobny korytarz - wyła pod drzwiami dniem i nocą, wedle upodobania i fantazji.

Anonimowy pisze...

Typowe zachowanie dla drapieżnika. Coś za coś. Pani np. raz dziennie wypuści Sisi na korytarz albo pójdzie na spacerek a przestanie prosic. Może jakiś kompromis? Bo myślę że wkrótce się obrazi albo coś ze złości nabroi. Coś na ten temat wiem przez dziewięc lat żyliśmy pod jednym dachem z cudownym i kochanym tchórzofretkiem

kociokwik pisze...

Anonimowy,
musi im wystarczyć balkon (10m2).