11 czerwca miałam napisać o tym, że mija 6 rok Nusi z nami. Jednak, gdy wracałam z pracy dostałam wiadomość, że zmarł mój Tata. Wrzuciłam do auta torbę z nieadekwatnie dobranymi ubraniami, na tylne siedzenie zaprosiłam Sarę i pojechałyśmy do rodzinnego miasta.
Po kilku dniach ustalił się spokojny rytm - wczesna pobudka, spacer, jakieś sprawy, które jako że stricte ludzkie wymagały zostawienia psa w domu, kawa w południe, południowy spacer, obiad, znów jakieś sprawy, wieczorny spacer i sen. Rytm i spokojny, ale i angażujący - nie było zbyt wiele czasu na komputer, książki. Może to i dobrze? [bliższe informacje i zdjęcia na blogu Malamucie opowieści]. Ach, Sara po powrocie ważyła 33 kg, czyli tylko o pół kilo więcej niż, gdy ważyłam ją na Mazurach.
W tym czasie koty w towarzystwie Z. odżywały. Jedzenie w miskach mogło stać ile chciało, ganianie można było uskuteczniać bez obaw, że dołączy się do niego pies. Słowem - pełen, nie zapsiony relaks.
Po powrocie, chyba z rozpędu, spacerowałyśmy z Sarą nadal dużo. Co więcej, w niedzielne popołudnie, umówiliśmy się na malamuci spacer.
Wracam do pourlopowej codzienności. Koty śpią z nami, pies budzi mnie lizaniem po twarzy, gdy koty w nocy chcą jeść i jest dobrze, domowo.
5 komentarzy:
Chciałoby się napisać, jak Sara ładnie wygląda i fajnie, że koty dobrze się czują, ale przede wszystkim w tej chwili chcę Ci napisać, że bardzo mi przykro z powodu taty...
Nie ma to jak stary utary domowy rytuał ... nawet z pobudkami w nocy. Ja je nawet polubiłam z czasem ,,,, :-)
KOndolencje z powodu taty ... mojego nie ma juz 20 lat a ja nadal tęsknię .......
Dziękuję.
Bardzo mi przykro z powodu Twojej straty :-( Trzymaj się!
Dziękuję.
Prześlij komentarz