4 września 2008

Guziolek kontra witaminki

Gusia wskoczyła na stolik w kuchni. Ze stolika na lodówkę miała tylko jeden większy sus, więc po chwili go wykonała. Gdy już zasiadła wygodnie na lodówce dojrzała dziwne coś zwisające z sufitu (wcześniej nie wisiało). Próbowała sięgnąć, stanęła nawet słupka, ale było za daleko i kolejne próby groziły upadkiem. A Gusia stateczna jest i nie naraża się na niepotrzebne ryzyko.

Nagle uderzył ją w nos jakiś interesujący zapach. Odwróciła się w jego stronę, pociągnęła nosem i poczuła, że tuż obok niej, w jakims paskudnym foliowym, leżą ukochane witaminki. Sięgnęła łapką, przysunęła bliżej woreczek, po czym złapała go w zęby i stojąc na krawędzi lodówki wysunęła łepetynkę z woreczkiem odwróconym do góry nogami (wiem, woreczki nie mają nóg - to skrót myślowy) poza lodówkę i wysypała witaminki. (Na szczęście) były tylko trzy. Odłożyła woreczek, zeskoczyła na stół, a z niego na podłogę i już miała zabierać się do podjadania... Niestety, przyszedł Z., pozbierał witaminki, schował je do lodówki i cała zmyślność Gusi poszła na marne.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Biedna Gusia :( Niedobry Pańcio.

Co zwisało z sufitu, że tak zaintrygowało Gusię?

kociokwik pisze...

Mosame,
papierowy klosz na żarówce;)))

Anonimowy pisze...

Nadmiar witaminek szkodzi,
działanie uboczne - wielki apetyt :)i pobudka bladym świtem .

Anonimowy pisze...

Jedna witaminka mogłaby się koteczce dostać za skomplikowaną akcję; ci mężczyźni to są tacy niedomyślni... ;-)

kociokwik pisze...

Hersylio,
jakby Gusia dostała nadprogramową witaminkę reszta by się obraziła;)))