10 maja 2008

Wróciliśmy

Sisi na początku dość zdziwiona przyglądała się temu co robimy, robionemu w czasie, gdy należy jeszcze spać. Ale później ułożyła się w koszyczku i drzemała. Gdy zbliżaliśmy się do Warszawy, a temperatura powietrza rosła zaczęła okazywać swoje niezadowolenie. Dojechaliśmy do Lulusia i Sisulek, po radosnym powitaniu, posiłku suto zakrapianego wodą, zaczął zwiedzać nowy pokój. Szczególnie przypadł jej do gustu nowy, piękny, duży fotel. W czasie szaleńczych zabaw ledwie wyhamowała przed ścianą, której za ostatnim pobytem nie było, i której brak umożliwiał swobodne przebieganie z kuchni do jadalni (jadalnie została zamieniona na pokój dziecięcy). Najgorsze było wyjechanie z Warszawy. Sisi gwałtownie protestowała przed dalszą podróżą. Płakała za Lulusiem i nad sobą. Kociej złości przysłużyły się też korki drogowe: w Legionowie, bo światła, w Serocku, bo nie wiadomo co, w Mrągowie, bo piknik country. Sisulek dyszał, a próby napojenia go w niczym nie pomagały. Wreszcie umęczona okrutnie zasnęła, choć to wcale nie umniejszyło jej złości. Ze złością patrzyła na tatę, gdy mama usiadła nieopodal parapetu, po którym wędrowała Sisi nafuczała nawet na mnie, choć chciałam ją tylko stamtąd zabrać. Nie chciała chodzić po mieszkaniu –wskoczyła do koszyczka ustawionego pomiędzy jeszcze nie rozpakowanymi torbami i ułożyła się do spania.

Dziś jest już nieco lepiej. Spała na fotelu, troszkę dała się wygłaskać no i nakarmić.

niedziela, 29 lipca 2007

Brak komentarzy: