18 maja 2008

Dojechaliśmy

Podróż minęła nam przyjemnie i szybko. Obawialiśmy się o samopoczucie Gusi, ale ona po 20 minutach krążenia po aucie, po załatwieniu się w kuwecie (Malahit, dziękuję za podpowiedź) i poza kuwetą, ułożyła się na ulubionej żółtej podusi i spała. Tuż bok spała Sisi, która będąc wytrawnym podróżnikiem, nawet nosa przez całą drogę nie wyściubiła z koszyka.

Lulu zdziwiła się na nasz widok, obwąchała Sisi, nieco delikatniej Gusię, sprawdziła czy zna koszyki i uznała, że miłe towarzystwo jest zawsze mile widziane. Na razie jesteśmy na etapie wspólnego, kociego, siedzenia w przedpokju i zastanawianiu się co by tu zmajstrować.

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

To "poza kuwetą" mnie nietaktownie ciekawi ;-)

kociokwik pisze...

Gusia jest kotkiem, który w przypływie stresu biegnie do kuwety za potrzebą. Za pierwszym razem zeszła z siedzenia do kuwety, a za drugim już chyba nie zdążyła. Na szczęście wyposażeni byliśmy w multum chusteczek higienicznych i wodę. Gdy dojedziemy do Rodziców upierzemy auto;)

Anonimowy pisze...

Moja sunia nie tolerowała podróży.
Zawsze wymiotowała i krążyła w panice ,po samochodzie.
Najdłużej ,podróż trwała godzinę i nic nie pomagało głaskanie .
Myślałam, że dostanie zawału.

kociokwik pisze...

Milleno, wyobrażam sobie zatem jak trudna była podróż.
My przejechaliśmy wczoraj 300 km, dziś przejedziemy kolejne 300:)

Anonimowy pisze...

henio75
mój kot zawsze oddał wszystko co zjadł i wypił w ciągu pierwszysch kilku kilometrów podróży. Zatem 2 lub 3 przystanki obowiązkowe, wysłuchanie kociej pieśni o charakterze żałobnym, otwarcie okien dla pozbycia się zapachu, a potem spokój.

Anonimowy pisze...

henio75
kiedyś obrzygał dźwignię zmiany biegów...

Anonimowy pisze...

To the author of this blog is that ok.

Anonimowy pisze...

Sorry if I commented your blog, but you have a nice idea.

Anonimowy pisze...

It could widen my imagination towards the things that you are posting.