11 maja 2008

Pomysł na...

Sisi przez ostatnie parę dni wstaje wcześniej niż ja. I wcale jej się to nie podoba (mnie również nie, ale o tym za chwilę). Gdy już się obudzi, poprzeciąga, umyje, zaczyna kombinować jakby mnie obudzić.
Zaczyna gruchać. Spaceruje i grucha miłośnie zagadując mnie próbującą jeszcze pospać. Gdy gruchanie nie przynosi oczekiwanego przez Kocilkę skutku sięga po ostry środek. Zaczyna grzebać w kuwecie. Ona grzebie i nasłuchuje czy idę, a leżę i nasłuchuję cóż ona tam robi. Pierwsze grzebanie zakończone sikaniem nie podrywa mnie z łóżka, więc Sisi znów przychodzi pogruchać, a potem znów biegnie do kutety. I to już jest moment, w którym wstaję.
Jeśli Sisulek nie czuje potrzeby odwiedzania kuwety budzi mnie w inny sposób. Spaceruje pod moją wyciągniętą poza łóżko ręką. Podstawia pod moją dłoń łepetynkę, łuk brwiowy, który zrobiła na plecach i na końcu ogonek, zwany anakondem. Spaceruje do momentu, w którym moja dłoń zaciśnie się pieszczotliwie na anakondzie. Wędruje jeszcze raz - dla sprawdzenia reakcji - i zaczyna gruchać z bliskiej bliskości czyli znad mojej głowy. Cóż, na tym etapie kocich zabiegów odbiega ze mnie sen i wstaję uśmiechnięta od ucha do ucha.
Gdyby ktoś był ciekaw czemu Sisi dokłada tylu starań, by mnie obudzić, spieszę z wyjaśnieniami - chodzi o napełnienie kociej miski.

wtorek, 04 września 2007

Brak komentarzy: