12 maja 2008

Silna osobowość

Przed piątą usłyszałam i poczułam galopującego kota. Zachybotał się niepokojąco monitor, który Sisi raczyła potraktować jak trampolinę. Gdy już udało jej się usiąść na głośniku stojącym na segmencie podniosła do góry łepetynkę i zawyła. Jak wilk jakiś do księżyca, czy inny dziki zwierz. Miauczała tak rozpaczliwie, że niejako jeszcze przez sen poprosiłam Z. o interwencję. Z. podszedł do segmentu, sięgnął po kota, a kot stanął słupka cofając łapencje tak sprytnie, że do nich już sięgnąć się nie dało...

Gdzieś około siódmej budziła mnie domagając się jedzenia, uwagi, zabawy i towarzystwa. Jakieś pół godziny po tym, gdy już wstałam spełniając kocie żądania, Sisul najedzony, przebiegnięty, umyty zwinął się w kłębek na fotelu i błogo zasnął.

Wróciłam z zakupów, co Sisi przywitała z dużym entuzjazmem. Szybko zerknęła na zawartośc toreb i jeszcze szybciej wypadła na korytarz przez niedomknięte jeszcze drzwi. Wypadła i zaraz za drzwiami odwróciła się na plecy rozciągając rozkosznie i demonstrując wdzięki. A także zbierając kurz... Cóż było robić. Powędrowałam do łazienki po wiadro i mopa, po czym zmyłam cały długaśny korytarz vel spacerniak Sisula. Zabiegi czynione na podłodze korytarzowej Sisi przeczekała siedząc dość skupiona na wycieraczce, a gdy już porzuciła wycieraczkę to na rzecz dotychczas umytego kawałka posadzki. Spacery, gdyby tak zsumować ich czas, trwały około godziny.

Później Sisi zjadła, umyła się i weszła do wersalki, gdzie przespała całe popołudnie. Pod wieczór zmieniła miejsce - zawędrowała na monitor. Przed chwilą zaszantażowała Z. i poszli spacerować.

wtorek, 23 października 2007

Brak komentarzy: